Jedyną drużyną, która oddała więcej strzałów na bramkę niż rywal i awansowała do półfinału jest Argentyna. W pozostałych przypadkach decydowały niezłomność, żelazna defensywa i zwykłe piłkarskie szczęście. To one wprowadziły do wielkiej czwórki Francję, Chorwację, a zwłaszcza największą sensację turnieju - Maroko. Marokańczycy nie potrzebowali piłki, by odprawić Portugalię Marokańczycy mieli rzadziej piłkę przy nodze niż przez 30 procent czasu gry z Portugalią. Mieli za to niezniszczalnego Bono w bramce i Youssefa En Nessyriego, którego główka wprowadziła ich do strefy medalowej. Mieli też za sobą fanatycznych kibiców. Podopieczni Walida Regraguiego na czele z Achrafem Hakimim zjednoczyli świat arabski. Cały Katar kibicuje właśnie im. Zresztą nie tylko Katar, ale też wszystkie kraje ościenne. Portugalia rozwiązała worek z bramkami w 1/8 finału ze Szwajcarią, aplikując jej aż sześć goli, natomiast na Maroko nie wystarczyło. Bono z fanatycznie walczącymi kolegami zamurowali bramkę. Chorwacja nie wpadła w panikę ani na moment. Nawet po golu Neymara Słowa szacunku i podziwu budzą też Chorwaci. Podopieczni Zlatko Dalicia potrafili całkowicie zdezaktywować Brazylię, która przyjechała podnieść Puchar Świata po ponad 20-letniej przerwie. "Kanarki" w dogrywce wymęczyły nawet bramkę Neymara i myślały, że rywala mają na tacy. Ale nie z ekipą Luki Modricia takie numery. Hrvatska nigdy nie panikuje, przed nikim nie pęka. Duet z Dinama Zagrzeb Orsić - Petković dał jej wyrównanie, a w rzutach karnych górę wzięła również siła spokoju podopiecznych Dalicia i niesamowity Dominik Livaković, który w karnych zatrzymał Rodrygo. Chorwackie "Sokoły" głośniejsze od samby Okazało się, że ulubiona pieśń Chorwatów, którą jej fani śpiewali nam w Dosze, zagłuszyła sambę: "Oj Hrvatska mati, nemoj tugovati. Zovi, samo zovi, Svi će sokolovi, Za te život dati! Srijem, Banat i Bačka, tri srca junačka!" (O matko Chorwacjo nie smuć się, wezwij wszystkich sokołów, którzy życie za ciebie oddadzą! Srijem, Banat i Backa - trzy serca junaków). Deschamps zbudował drużynę turniejową Bitwę z Anglią, o panowanie na Starym Kontynencie, wygrali "Trójkolorowi". Pod względem intensywności, kreowanych sytuacji był to najlepszy mecz na mundialu. Anglia miała za sobą posiadanie piłki, liczbę oddanych strzałów i wykreowanego zagrożenia. Wraca do domu jednak nie tylko przez zmarnowany rzut karny Harry’ego Kane’a. Didier Deschamps zbudował po prostu dojrzalszą ekipę. Wzór doskonały drużyny turniejowej, której celem nie jest narobienie dymu bez ognia, tylko maksimum efektu przy minimalnym nakładzie sił. Oby każdy miał takie zaplecze jak "Trójkolorowi". Karim Benzema zdobył Ballon d’Or, ale kontuzja wykluczyła go z mundialu? Nie ma problemu - trzecią młodość przeżywa Olivier Giroud. Nie ma kontuzjowanego N’Golo Kante? Środek ryglują Robiot z Griezmannem. Gloria victis Louis van Gaal i Holandia Louis van Gaal nie zdobył mistrzostwa świata również przy trzecim podejściu do prowadzenia Holandii. Zaprezentował jednak koncertowy futbol, równie efektowne zarządzanie zespołem. Przegrywając 0-2 z Argentyną, wyjął jak asa z rękawa rezerwowego Wouta Weghorsta, który doprowadził do dogrywki. "Pomarańczowi" padli dopiero po rzutach karnych, a Alicelestes pokazali, że zespół, który w ostatniej sekundzie doliczonego do II połowie czasu stracił prowadzenie, nie musi być skazany na pożarcie, w konkursie "jedenastek". Leo Messi w ten sposób nadal jest w grze o mistrzostwo świata. Wygrał w życiu już wszystko, poza tym najważniejszym dla piłkarza trofeum. Dlatego warto wybaczyć mu, że nie wytrzymał nerwowo i naskoczył na van Gaala, sędziego, a później na Weghorsta. Niesie na barkach losy 47-milionowego kraju. Co ciekawe, gdy cała Argentyna cieszyła się z Lautaro Marinezem, który wykorzystał ostatniego karnego, Leo Messi podbiegł do bramkarza Emiliano Martineza, który zatrzymał dwie "jedenastki". Zbliżające się półfinały Argentyna - Chorwacja (13 grudnia), Francja - Maroko (14 grudnia), budzą smutną świadomość, że ten piękny mundial powoli dobiega do końca. Zostały tylko cztery mecze, ale jakże poważnego kalibru. Z Dohy Michał Białoński, Interia