W porównaniu do meczu z Polską trener Albicelestes Lionel Scaloni posłał do ataku Papu Gomeza za Angela Di Marię i to była jedyna zmiana. W tysięcznym meczu w karierze, biorąc pod uwagę rozgrywki klubowe i reprezentacyjne Leo Messi "Kangury", w odróżnieniu od Polaków, nie wyszli na mecz z nadmiernym szacunkiem dla piłkarskiego półboga Messiego. Nie mieli dla niego żadnego respektu, Baccus zameldował się Lionelowi bodiczkiem na środku boiska we wczesnej fazie meczu. Australia w szóstkę wychodziła po piłkę i to daleko na połowę rywala. 12 i 41 sekund - to była czas, jaki każda z drużyn potrzebowała na odebranie piłki w pierwszych 20 minutach. Ale to była jedyna pocieszająca rzez Albicelestes, którzy nie wykreowali nawet pół sytuacji. W 23. min Australijczycy wyszli wzorowo spod leniwego pressingu, zameldowali się w polu karnym i wywalczyli rzut rożny, który jednak popisowo zmarnowali. Przy następnym obrońca Stoke City Harry Souttar zagłówkował, ale w gąszcz obrońców. Choć w porównaniu do naszych męczarni z Albicelestes obraz gry Australii wyglądał o niebo lepiej, ich bramka padła jeszcze wcześniej. Przebłysk Messiego i Argentyna prowadziła 1-0 Argentyna wyszła na prowadzenie po pierwszym celnym strzale, jaki oddała. Nie mógł tego dokonać nikt inny! Mac Allister podał prostopadle do stopera Otamendiego, który zapuścił się w pole karne Australijczyków, by wywalczyć tam wolną przestrzeń. Nicolas tylko przyjął piłkę niezbyt dokładnie, ale to wystarczyło, by Messi mu ją zagarnął, zrobił ruch w kierunku środka boiska i płaskim strzałem w lewy róg, między nogi obrońcy, wprawił w ekstazę 30 tys. rodaków na Ahmad bin Ali Stadium. Ileż to takich "szczurków", niesygnalizowanych uderzeń w wykonaniu Leo już widzieliśmy? Mathew Ryan, który w Kopenhadze podziwia broniącego Kamila Grabarę, między słupkami Australii wykonał robinsonadę, ale spóźnioną. Po przerwie zabawa w rozgrywanie do bramkarza Otamendiego o mały włos nie skończyła się groźną sytuacją Mitchella Duke'a. Argentynę uratował Emiliano Martinez, wybijając na aut. Koszmarny błąd Ryana i gol Alvareza na 2-0 Jeszcze bardziej ryzykowną zabawę urządził sobie chwilę później M. Ryan, który postanowił kiwać rywala, niczym Wojtek Szczęsny Angela Di Marię. Ryan techniki użytkowej nóg od "Szczeny" może się jednak uczyć. Australijczyk popełnił koszmarny błąd - piłkę odebrał mu Julian Alvarez i kopnął do pustej bramki. Argentyna prowadziła 2-0 i jedną nogą była w ćwierćfinale! Rezerwowy Craig Goodwin dał nadzieję Australii Tej drugiej nie mogła przenieść nad rywalem. Tym bardziej, że strzałem z 25 m po rykoszecie kontakt bramkowy Australii dał Craig Goodwin, który został wprowadzony 19 minut wcześniej. Emiliano Martinez, zmylony rykoszetem od obrońcy, nie miał szans na interwencję! Za moment mogło być 2-2! Slalom między Argentyńczykami urządził sobie lewy obrońca ze szkockiej Premier League Asis Beshich, który został zatrzymany w ostatniej chwili, a piłka po jego strzale i kolejnym rykoszecie minimalnie minęła bramkę! Sędzią spotkania był Szymon Marciniak, asystował mu Tomasz Listkiewicz, w wozie VAR pracował Tomasz Kwiatkowski. Marciniak doliczył do II połowy siedem minut. Ale najpierw to Argentyna była bliższa trzeciego gola niż Australia drugiego. Lautaro Martinez i Messi chybili. Dosłownie w ostatnich sekundach wyrównać mógł Garang Kuol, jednak przegrał pojedynek z E. Martinezem, mając pięć metrów do bramki! 1/8 finału MŚ w Katarze: Argentyna - Australia 2-1 (1-0) Bramki: 1-0 Leo Messi (35, asysta N. Otamendi), 2-0 Julian Alvarez (58.), 2-1 Craig Goodwin (77.). Z Dohy Michał Białoński, Interia