Mawia się, że piłkarski mundial zaczyna się naprawdę, gdy do gry wchodzi Brazylia. Firmowym znakiem "Canarinhos" od lat jest piękna gra, a Serbowie zapatrzeni są w nich do tego stopnia, że największy stadion w kraju, "Marakanę" w Belgradzie nazwali na cześć brazylijskiego oryginału. Dlatego ten mecz był spotkaniem godnych siebie rywali - Brazylijczycy wirtuozi dali koncert gry w drugiej połowie i zasłużenie wygrali 2-0 po dublecie Richarlisona. Zwłaszcza druga bramka napastnika Tottenhamu była rodem z Copacabany. Znany z występów w Ekstraklasie w barwach Lechii Gdańsk, Vanja Milinković-Savić był najlepszy w szeregach Serbów, a jego starszy brat Sergej, musiał ofiarnie bronić we własnym polu karnym i tam powstrzymywać kanarkowe natarcie. Pomocnik Lazio Rzym był niewidoczny, jak wszyscy ofensywni gracze z Bałkanów. Serbski bramkarz w roli głównej Rozstrzygnięcie meczu nastąpiło w drugiej połowie. Do pewnego momentu szczęście sprzyjało Serbom - nawet gdy piłka mijała Vanję Milinkovicia-Savicia w 60. minucie po uderzeniu Alexa Sandro, uratował go słupek. To było ostatnie ostrzeżenie - trzy minuty później serbski bramkarz obronił strzał Viniciusa, ale wobec dobitki Richarlisona był już bezradny. "Kanarki" dobiły rywala po 10 minutach - znów asystował Vinicius, a Richarlison nożycami zdobył cudowną bramkę! 2-0 i było po meczu! Brazylijska samba długo nie mogła nabrać właściwego rytmu. W pierwszej połowie główne zagrożenie dla serbskiej bramki wynikało tylko ze strzałów z dystansu i stałych fragmentów gry. W drugiej połowie Brazylijczycy dociskali coraz mocniej, z coraz większym rozmachem funkcjonowały ich odwrócone skrzydła - prawonożny Vinicius junior z Realu Madryt grał na lewej stronie, a lewonożny Raphinha z Barcelony - na prawej. Tego drugiego usiłował powstrzymać Filip Mladenović z Legii Warszawa, który zszedł z boiska po 66 minutach. Pewna wygrana Brazylii na inaugurację. "Canarinhos" pokazali, że tradycyjnie będą liczyć się w grze o Puchar Świata. Serbowie zagrali na miarę swoich umiejętności, póki mieli siły dzielnie odpierali ataki "Kanarków". Mało jest drużyn na świecie, którzy powstrzymają Brazylię, która jest w dobrej formie. W tym meczu gra toczyła się na połowie Serbii, chociaż oblężenia niczym na Kosowym Polu nie było. Brazylia - Serbia 2-0 (0-0) Bramki: Richarlison 63', 73' Brazylia: Alisson - Danilo, Marquinhos, Thiago Silva, Alex Sandro - Casemiro, Paqueta (75' Fred) - Raphinha (87' Martinelli), Neymar (80' Antony), Vinicius (75' Rodrygo) - Richarlison (79' Jesus). Serbia: V. Milinković-Savić - Veljković, Milenković, Pavlović - Żivković (57’ Radonjić), Gudelj (57’ Ilić), Lukić (66' Vlahović), Tadić, Mladenović (66' Lazović) - Milinković-Savić, Mitrović (83' Maksimović). Sędzia: Alireza Faghani (Iran). Żółte kartki: Pavlović, Gudelj, Lukić (Serbia). Maciej Słomiński, INTERIA