Michał Białoński, Interia: Jubileusz setnego meczu w reprezentacji Polski powinieneś odebrać pozytywnie, wszak nie straciliśmy bramki. Ale pewnie czujesz żal przez dwie stracone szanse, jakie miał zespół? Kamil Glik, stoper reprezentacji Polski: Na pewno, jeśli mecz kończysz na zero z tyłu, a na nasze nieszczęście nie wykorzystujesz rzutu karnego, to pojawia się żal. Szkoda tego wszystkiego. Macie pretensje do Roberta Lewandowskiego o zmarnowaną "jedenastkę"? - Absolutnie nie. Wszyscy jedziemy na tym samym wózku, jesteśmy jedną drużyną. W sobotę przed nami kolejny mecz. Czy trzeba będzie jakoś pokrzepić Roberta po tym niepowodzeniu z karnym? A jak zareagowałeś na zmianę ustawienia na czwórkę obrońców? Czasu na przećwiczenie tego wariantu nie było za wiele. - Trener tak zadecydował, mając na uwadze problemy kilku zawodników. Ja zawsze podkreślałem, gdy przechodziliśmy z czwórki na trójkę, czy w drugą stronę, że nie robiło mi to wielkiej różnicy. Pół kariery grałem w czwórce, a drugie pół w trójce. Znam obydwa systemy bardzo dobrze. Jak się buduje taką formę, bez regularnej gry w klubie? - Ale ja przecież nie wracam po zerwaniu więzadeł krzyżowych. Ja nie grałem raptem cztery tygodnie. Ktoś powie, że dużo i mało, ale to nie była półroczna przerwa, zatem bez przesady. Nie zagrałem raptem w czterech spotkaniach. Czy jubileusz zapamiętasz jako coś pozytywnego? Przecież to pierwsze nieprzegrane otwarcie mundialu w XXI wieku!- Jak to wygląda z mojej strony? Jak to? - Cztery lata temu, w meczu z Kolumbią, po moim wejściu nie straciliśmy żadnej bramki, choć mam świadomość, że wszedłem na 10 minut. Ale ja nie straciłem jeszcze bramki na MŚ. Dla mnie to mała satysfakcja. A sto meczów, to kawał czasu. Gdy zakończę karierę, to będzie co wspominać. Meksykanie byli do ogrania? - Mieli większe posiadanie piłki, ale podania wymieniali głównie na kole środkowym. W końcówce pierwszej połowy bardziej zbliżyli się pod naszą bramkę. Wiadomo, że jeżeli nie strzelamy karnego, to niedosyt musi pozostać, ale w sobotę będzie okazja na poprawę. "Człowiek Skała", jak cię często nazywamy, to i głowa jak ze skały. Te zderzenia z rywalem bardzo bolały, głowa nie pękła? - Fakt, dostałem po razie w obu połowach, ale jest już OK. Graliście w stylu, z jakiego słyną ekipy Czesława Michniewicza. Które cierpią w obronie, ale się nie dają i potrafią ugryźć rywala. Gdyby karnego udało się strzelić, to byłby piłkarski raj. Rozmawiał i notował na 974 Stadium Michał Białoński, Interia