Przed mikrofonem Kamil Glik stanął ze spuszczoną głową, nic więc dziwnego, że na to zwrócił uwagę dziennikarz w pierwszym pytaniu. Polacy wszak przegrali 0:2 z reprezentacją Argentyny, ale dzięki lepszemu bilansowi bramek niż Meksyk, to "Biało-Czerwoni" zajęli drugie miejsce w grupie C. - Głowa spuszczona trochę ze zmęczenia, bo dziś bardzo dużo biegaliśmy za piłką. To był specyficzny mecz, ciężko się cieszyć porażką, nie jest fajnie przegrywać, ale ostateczny cel osiągnęliśmy - mówił Glik. Kamil Glik bez szalonej radości. Awans cieszy, ale... Obrońca reprezentacji Polski, dla którego występ przeciwko Leo Messiemu i spółce był 102. w kadrze narodowej, przyznał, styl gry drużyny był na miarę rywala, z jakim przyszło się konfrontować. - Na pewno nie było łatwo, wiedzieliśmy że mecz będzie bardzo ciężki, graliśmy jednym z głównych faworytów. Trzeba mieć troszkę szczęścia, my je mieliśmy i teraz trzeba się przygotować do meczu, który również będzie ciężki - powiedział, nawiązując już do starcia z Francją, aktualnymi mistrzami świata. - Wiedzieliśmy, że posiadania piłki nie będziemy mieli. Druga połowa wyglądała inaczej, bo mieliśmy sygnały z ławki i wiedzieliśmy jak toczy się mecz Meksyku z Arabią Saudyjską. To był naprawdę specyficzny mecz - podkreślił weteran naszej kadry. Na koniec dodał, że dopiero czas pozwoli mu cieplej spojrzeć na to, czego drużyna dokonała w środowy wieczór w Katarze. - Jednak zrobiliśmy coś, co od wielu lat się nie udawało. To słodko-gorzka radość, myślę że jutro będzie większa, bo dziś trudno się cieszyć po przegranym meczu. Musi to do nas dotrzeć - zaznaczył Glik.