Na mistrzostwach w Katarze niemal w każdej grupie walka o awans trwała do ostatniego meczu pierwszej fazy rozgrywek. Nie inaczej było w grupie F, w której było najciekawiej z tego względu, że rywalizowała w niej dwójka byłych mistrzów świata - Hiszpania i Niemcy. Piłkarze Hansiego Flicka po dwóch spotkaniach mieli zaledwie jeden punkt zdobyty w spotkaniu z Hiszpanami 1:1. Zespół Luisa Enrique był w najlepszej sytuacji. Nie dość, że liderował z czterema punktami, to jeszcze miał fantastyczny bilans bramkowy 8-1. Wszystko to dzięki pokonaniu w pierwszej kolejce spotkań 7:0 Kostaryki. Zagmatwana sytuacja Hiszpanie nie mogli być jednak pewni awansu z czterema punktami. Jeśli przegraliby z Japonią, a Kostaryka wygrała z Niemcami, to by odpadła. Każdy inny wynik w drugim spotkaniu grupy E premiował ekipę Enrique niezależnie od wyniku meczu z Samurajami, którzy przystępowali do meczu z trzema punktami na koncie, za wygraną z Niemcami. Sytuacja w grupie była dość zagmatwana, bo o awans biły się wszystkie cztery ekipy. Szybko jednak wszystko się rozjaśniło i to na obu stadionach. Z korzyścią dla obu ekip z Europy. Gdy Niemcy strzelili na 1:0 w 10. min spotkania z Kostaryką, już po chwili było także 1:0 dla Hiszpanów. W 11. min Cesar Azpilicueta z prawej strony dokładnie dośrodkował w pole karne, gdzie najwyżej wyskoczył potężny Alvaro Morata i strzałem głową pokonał Shuichiego Gondę. Była to jego trzecia bramka w Katarze. Grali sobie w "dziadka" Hiszpanie od początku spotkania mieli sporą przewagę. Na bramkę Gondy nie sunął atak za atakiem, bo Hiszpanie mieli inny sposób na zmęczenie rywali. Japończycy biegali za piłką, jak podczas gry w "dziadka". Niemal w ogóle nie dotykając piłki. W tym czasie zespół Luisa Enrique miał 80 proc. posiadania piłki! Sfrustrowanym Samurajom udało się ją odzyskać może kilka razy. Wyszły z tego dwa groźne ataki. Najgroźniej pod bramką Unaia Simona było jednak po jego własnym błędzie, kiedy odskoczyła mu piłka i musiał ratować się rozpaczliwym wybiciem poza pole karne. Powtórzyli mecz z Niemcami Simon nie wiedział wówczas, że to było zaledwie preludium jego nieszczęść. Zaraz po przerwie Japończycy zupełnie niespodziewanie wyrównali. Bramkarz Hiszpanów niedokładnie podał piłkę do Alejandro Balde. Piłka była trudna do przyjęcia i 19-latek z Barcelony stracił ją na rzecz Junayi Ito. Ten szybko podał do Ritsu Doana, który uderzył zza pola karnego. Kiedy wydawało się, że Simon łatwo obronie ten strzał, piłka po jego rękach wpadła do siatki. Była to 48. min spotkania. Trzy minuty później Japończycy prowadzili już 2:1! Kaoru Mitoma rozpaczliwym wślizgiem wygarnął piłkę z linii końcowej tak dokładnie, że trafiła ona do stojącego przed pustą bramką Ao Tanaki, który bez problemu umieścił ją w siatce. Sędzia Victor Gomez z RPA sprawdzał tę sytuację na VAR i uznał, że piłka nie wyszła całym obwodem za linię końcową, choć oglądając powtórki mogło się tak wydawać. Wieszczą seksaferę na mundialu w Katarze. Szok, kogo posądzają o romans Powtarzał się zatem scenariusz z meczu z Niemcami, kiedy Japończycy również przegrywali do przerwy 0:1, żeby w drugiej części strzelić dwa gole i sensacyjnie zwyciężyć. W tym samy czasie na nieodległym stadionie Al Khor działy się prawdziwe cuda. Kostaryka prowadziła 2:1! i w tym momencie miała awans razem z Japończykami. Niemcy jednak wyrównali i przywrócili do 1/8 Hiszpanów. Sytuacja zmieniała się jak w kalejdoskopie. Hiszpanie grali jak sparaliżowani. Kibice sprawdzali nerwowo aplikacje z wynikami. Finisz grupy E to była prawdziwa emocjonalna karuzela. W końcówce spotkania spokojny był jednak już cały stadion. Niemcy wyszli na prowadzenie 3:2 i zarówno Japończycy, jak i Hiszpanie mogli być spokojni o awans. Wynik 2:1 urządzał oba zespoły. Hiszpanie grali spokojnie, jakby pilnowali drugiego miejsca w tabeli, który w 1/8 finału dawał im mecz z Marokiem. Japończycy też się nie spieszyli. Oni zagrają z Chorwacją i postarają się o kolejną sensację. Mecz rozegrano na najładniejszym stadionie mundialu - Khalifa Stadium w Dosze. Trybuny były podzielone mniej więcej po równo, ale głośniejsi i lepiej zorganizowani byli Japończycy. Jak zwykle na tym obiekcie doskonała zabawa zaczęła się już w metrze, na stacji Sport City, gdzie urzęduje najsłynniejszy "thisway". Tak kibice z całego świata ochrzcili wolontariuszy, którzy wskazują drogę ze stacji do stadionu. Przed meczem Hiszpanii z Japonią sympatyczny Afrykańczyk uzyskał wsparcie trzech kolegów. Ich wspólne śpiewy wzbudzały aplauz porównywalny z tym na stadionie. Tutaj kibice obu zespołów byli zjednoczeni. Zarówno przed meczem, jak i po nim, kiedy ona zespoły wspólnie świętowały awans. Hiszpania - Japonia 1:2 (1:0) Bramki: Alvaro Morata 11. - Junyi Ito 48., Ao Tanaki 51.