Nie ma wytłumaczenia dla scen, które zarejestrował operator duńskiej telewizji. W pewnej chwili, gdy dziennikarz mówił do kamery podczas transmisji na żywo z miejsca publicznego, czyli jednego z rond w Doha, stolicy kraju, meleksem podjechało trzech mężczyzn. I od razu widać, że nie mieli najlepszych zamiarów. Domagali się zaprzestania nagrywania pod groźbą rozbicia kamery telewizyjnej. Dziennikarz od razu poprosił tych mężczyzn o wyjaśnienie, dlaczego w miejscu publicznym chcą mu zakazać realizowania obowiązków zawodowych. W jednej chwili chwycił także za akredytację, pokazując, że jest reporterem delegowanym na mundial i ma zgodę na wykonywanie swojej pracy w dowolnym miejscu. A gdy jeden z mężczyzn kładł rękę na kamerze, zasłaniając obraz, został poinformowany, że trwa transmisja na żywo. Szokujące nagranie, na kilka dni przed rozpoczęciem mistrzostw świata w Katarze, odbiło się w światowych mediach głośnym echem. CZYTAJ TAKŻE: Katarczycy stworzyli mundial śmierci. Stadiony zbudowane na ludzkiej krzywdzie Jedynym pozytywem jest fakt, że po wszystkim dziennikarz doczekał się oficjalnych przeprosin. - Otrzymałem przeprosiny ze strony Międzynarodowego Biura Prasowego Kataru oraz Najwyższego Komitetu Kataru - poinformował na Twitterze, a więcej informacji przekazał w rozmowie z norweskim NRK. - To wydarzenie mówi wiele o tym, jaka jest sytuacja w Katarze. Nie sądzę, aby wiadomość z najwyższego szczebla w kraju dotarła do wszystkich ochroniarzy. Możesz zostać zaatakowany i poczuć się zagrożony, gdy reprezentujesz wolne media. To nie jest wolny i demokratyczny kraj - skonstatował dziennikarz. CZYTAJ TAKŻE: Półtora miliarda dolarów na korupcję. Rozmach Kataru zwala z nóg