Sebastian Staszewski, Interia: - Podobała ci się ceremonia otwarcia mistrzostw świata w Katarze? Henry Winter: - W trakcie kariery widziałem wiele takich ceremonii i muszę przyznać, że ta była naprawdę niezła. Nie trwała zbyt długo, był odpowiedni nastrój, widziałem fanów, którzy - przynajmniej na pierwszy rzut oka - wydawali się szczęśliwi. Po meczu Kataru z Ekwadorem szczęśliwi byli tylko Ekwadorczycy, którzy wygrali 2:0. - Słusznie wygrali, byli o klasę lepsi od Kataru. Tu nie było żadnej niespodzianki. Natomiast wynik generuje pewien problem. W tym momencie pytanie brzmi: czy Katar będzie w stanie wyjść z grupy, czego wszyscy oczekują. Jeśli tak się nie stanie, atmosfera turnieju może się popsuć. Pamiętam, jak reprezentacja RPA odpadła w 2010 roku i tak się właśnie stało, chociaż miejscowi dopingowali później Ghanę i "Bafana Bafana" zmieniło się "Be Ghana, be Ghana". W 2002 roku tak samo było z Japonią, która odpadła - tam było smutno, a w Korei Południowej, która dotarła aż do półfinału - trwał festiwal. Tu niestety może być podobnie, bo gospodarze nie mają odpowiedniej jakości. Rozejrzyj się: jest tu dużo pieniędzy, ale mało futbolu... Było to widać szczególnie wtedy, gdy na minutę przed końcem meczu stadion był właściwie pusty... - Może tutaj po prostu nie ma kultury zostawania po meczach? Od dawna śledzę Premier League, ale widziałem też wiele spotkań w Niemczech, Szkocji czy w Polsce, na przykład w Warszawie, Chorzowie, Krakowie. I u was, podobnie jak u nas, jest pewna kultura kibicowania. Czasami objawia się w dziwny sposób, jak w 1993 roku, kiedy polscy kibice zaczęli bić się między sobą, a fani z Anglii nie wiedzieli o co chodzi (śmiech). Ale lubicie przeżywać futbol tak jak my. Teraz, po erze COVID, robimy to jeszcze bardziej, bo czerpiemy radość z każdej chwili. Tu widocznie nikt z tego meczu żadnej radości nie czerpał. To, co wydarzyło się w niedzielę, to symbol tego jak absurdalnym pomysłem było przyznanie mundialu Katarowi? - Wiedzieliśmy o tym od dawna. W 2010 roku, kiedy Katarczycy dostali prawa do turnieju, po prostu się śmialiśmy. I mieliśmy rację. Kiedy jesteś w Anglii i idziesz na stadion, od razu widzisz kto jest miejscowym kibicem, a kto turystą. Tutaj trudno odróżnić kto jest prawdziwym fanem Kataru, a kto został ściągnięty tu do pracy i zapłacono mu za to, aby dopingował zespół. To absurd, ale jednocześnie żadna niespodzianka. Natomiast cały ten turniej budził olbrzymie emocje od samego początku. Bo Katarczycy mistrzostwa sobie załatwili, albo po prostu - kupili... - Mundial powinien krążyć po świecie. Mogły być w Australii, Maroku. Wiele krajów ubiegało się o prawa do organizacji, ale wygrał Katar. Szkoda, że Polska nie dostąpiła tego zaszczytu. Przecież nie mieliście nigdy mistrzostw świata u siebie. W 2012 wraz z Ukrainą współorganizowaliśmy mistrzostwa Europy. - Pamiętam, było rewelacyjnie. Macie już stadiony, kochacie futbol, wasi kibice są zwariowani, mają odpowiednią pasję. Każde dziecko w Polsce marzyłoby o tym, aby obejrzeć jakiś mecz mundialu. Musielibyście tylko wydać trochę pieniędzy na przygotowania. To paradoks. Do zorganizowania mistrzostw Polska potrzebowałaby dziś tylko jednego: katarskich pieniędzy. Podsumowując: jakie to będą mistrzostwa? - To mundial, nie możemy o tym zapominać. Ludzie są bardzo mili, stadiony zostały wybudowane. Nie zapominamy też o tym wszystkim, co wydarzyło się po drodze: braku akceptacji dla homoseksualistów, prawach kobiet, robotnikach umierających na budowach. To wszystko zostanie, nikt o tym nie zapomni. W kontekście FIFA - także. Ale na końcu futbol powinien zwyciężyć. W Dosze rozmawiał Sebastian Staszewski, Interia