Michał Białoński, Interia: Leo Messi podniósł wreszcie w górę swój Puchar Świata, ale też Dariusz Szpakowski miał przeżył na pożegnanie z mundialami swój najlepszy finał? Dariusz Szpakowski: Ja swój puchar podniosłem, gdy wręczył mi go za te wszystkie mundiale Ronaldo. Faktycznie ten finał był najlepszy. Nie ukrywam. Jesteśmy tuż po, wszystko we mnie jeszcze brzmi i cały czas widzę grę. Finał był wymagający. Dla telewidza również. Sytuacja zmieniała się jak w kalejdoskopie. Myślę, że nikt się nie spodziewał takiego finału. Gdy Mateusz Borek zapytał mnie o to, który z 11 finałów MŚ był dla mnie najlepszy, odpowiedziałem, że ten, który jest przede mną. To było w sferze marzeń, ale nie spodziewałem się, że spotka nas wszystkich coś takiego, co nas spotkało. Na czele z Szymonem Marciniakiem, który był bezbłędny, z trójką innych polskich sędziów-muszkieterów. Chwała i szacunek, wielkie chapeu bas. Być skoncentrowanym jak Marciniak, tak decyzyjnym jak on to wielka sprawa! Marciniak przeszedł do historii. Powiem szczerze, że nie musiałem trzymać emocji, ale piłka nauczyła mnie tego, że nie wolno nikogo przekreślać do samego końca. W związku z tym tliła się we mnie iskierka nadziei, że Francja się podniesie. Zastanawiałem się tylko, kto ją pociągnie i zrobił to młody geniusz Mbappe. Był jak hart, strzelił trzy bramki. Do tego dogrywka była wspaniała, do samego końca trzymała w napięciu. I karne, wyszło dwóch facetów z czytelnym sygnałem - na kogo, jak na kogo, ale na nas możecie liczyć. Kogo masz na myśli? - Genialnie broniącego Emiliano Martineza i Leo Messiego. Nie mogliśmy sobie wymarzyć takiego finału. Odsuńmy politykę, prawa kobiet, które są nieprzestrzegane. Takich MŚ, z takimi stadionami jeszcze nie przeżyłem. W 2002 r., po finale w Japonii do Włodka Lubańskiego mówiłem: "Choć skradniemy im te stadiony do kontenerów i do Polski". I stadiony już mamy. Miałem też sny, że może Polacy zagrają w tym finale, że może "Lewy" i ta ostatnia minuta i może rzut karny. Nie było Polaków, ale przegraliśmy tylko z dwoma zespołami, które były w finale. Argentyna jako drugi zespół po Francji została mistrzem świata, po tym jak przegrała pierwszy mecz. Hitchckock by nie wymyślił takiego scenariusza! Jak wytrzymałeś fizycznie? - Jestem bardzo zmęczony. Ciężko jest utrzymać koncentrację, gdy jest przeprowadzanych dodatkowo siedem zmian! Pożegnałem się z finałami MŚ we właściwym momencie, za cztery lata byłoby za późno. Dziękuję TVP, mojej rodzinie i patrzącym z góry mamie i tacie. Mamę pożegnałem w zeszłym roku. Ale jak się komentuje trzy mecze w jednym? Jak na kolejce górskiej! - Ciężko. Musisz znajdować w sobie tak jak oni pokłady energii. Patrzyłem na Messiego, chodził, człapał. Hiszpańscy dziennikarze wyliczyli, że pobił rekord liczby pokonanych kilometrów. W 2016 r., w meczu Barcelony z Atletico przebiegł 6.2 km, tym razem znacznie więcej. To gra zespołowa, ale musi być ktoś, kto pociągnie całą resztę. Tak jak w 1986 r. ciągnął Diego Armando Maradona, tak teraz pociągnęli dwaj panowie M - Messi i Mbappe. Coś niesamowitego, niebotycznego! 4 K jest nadal, ale powstało 5M: Messi, Mbappe, Martinez, Marciniak i Mila Sebastian, któremu dziękuję za współkomentowanie. Piękną klamrą zamyka ci się Argentyna, zaczynałeś mundiale właśnie w tym kraju, w 1978 r. Teraz na zakończenie ona zdobywa Puchar Świata! - Tak, Argentyna czekała ponad 36 lat na mistrzostwo świata. Wracam z miniaturką Pucharu Świata od Ronaldo, jako dziennikarz spełniony. Jako młody chłopak marzyłem o tym, co mi było dane w życiu robić. To mój ostatni finał MŚ, ale jak mi siły pozwolą chciałbym dalej komentować od czasu do czasu. Dlaczego ostatni finał? - Za cztery lata będę miał 76 lat. Bądźmy realistami. Trzeba się żegnać, czy człowiek jest w formie! Dziękuję polskim kibicom, zaszczytem było być w państwa domach. Przepraszam za błędy i przejęzyczenia. Chylę czoła! Idą święta, czas rodzinny. Zostawmy inflacje, podwyżki, spory. Pocieszmy się życiem rodzinnym. Wszyscy kibice, nie tylko w naszym kraju, dostali piękny prezent pod choinkę. Ten finał MŚ był pięknym finałem, prezentem od św. Mikołaja. Rozmawiał w Dosze Michał Białoński, Interia