Artur Szczepanik: Jak samopoczucie, wściekłość na medialną krytykę już trenerowi przeszła? Czesław Michniewicz: Ja się nie wściekam, to dziennikarze się na mnie wściekają. Ja płacę za to, że jestem normalny i po treningu, meczu podejdę i zażartuję. Znamy się od lat i wiesz jakie żarty ode mnie czasem padają i nie trzeba z tego robić od razu afery. Teraz będzie inaczej. Jak rozmawiamy oficjalnie, to oficjalnie, nie będzie żartowania. Szisza wypalona dzień po meczu z Arabią Saudyjską pomogła ukoić nerwy? Wyskoczyliśmy w wolnym dniu na miasto, bo dwa tygodnie siedzimy już tu razem od rana do nocy. Hotel, trening bez wolnego. W niedzielę po południu mieliśmy fajną kolację z piłkarzami i ich rodzinami. Były nie tylko żony i dzieci, ale także wielu rodziców. Atmosfera naprawdę była super, bardzo rodzinna. Byłem już w Katarze i po losowaniu przewodnik zaprowadził nas do takiej fajnej knajpki z sziszą. Teraz do niej wróciłem i zabrałem swój sztab. Mi smakowało. Ale asystenci pierwszy raz palili i jednak nie wszystkim ten smak podszedł. Pochodziliśmy po suku, ich Starym Mieście. Porobiliśmy zdjęcia, pożartowaliśmy. Taki dzień był nam potrzebny. Od początku mistrzostw słychać dużo głosów, że atmosfera w zespole jest bardzo fajna. Bo taka jest prawda. Selekcja była bardzo trudna, ale myślę, że zabrałem do Kataru właściwych ludzi. Nie wszyscy grają, nie wszyscy wchodzą na boisko, a niektórzy pewnie nie będą w ogóle mieli szansy, żeby tu się jeszcze pokazać. Nikt jednak nie narzeka. Różne rzeczy mogą się przecież wydarzyć i każdy może być potrzebny. Ta drużyna funkcjonuje bardzo dobrze. Wśród piłkarzy nie ma żadnej zawiści. Zresztą widać to było po golu Roberta Lewandowskiego, kiedy wszyscy się na niego rzucili, łącznie z rezerwowymi. Jak się jedzie na taki turniej trzeba zebrać spójną ekipę. Nie wiemy jeszcze jak to się skończy, jak potoczy się mecz z Argentyną, ale na razie jestem bardzo zadowolony z naszej pracy tutaj, i z treningów, i z meczów. Nie tylko ja zresztą. Widać, że piłkarze też mają wiele radości. Argentynę rozpracowujecie dopiero teraz, czy już rozbierałeś ich na "czynniki pierwsze" przed mistrzostwami? Na ten mundial zebraliśmy mnóstwo materiałów. Ale do meczu z Walią i walki o utrzymanie w Dywizji A Ligi Narodów nie było czasu się tym zająć, bo na głowie mieliśmy bieżące sprawy. Potem na tydzień z moim sztabem pojechałem do Arłamowa i tam robiliśmy potrzebne analizy. 100 procent prac podczas tego wyjazdu to była robota w tym zakresie. Teraz skupiamy się tylko na Argentynie. Piłkarze dostaną wszystkie niezbędne materiały. Poprowadzisz drużynę na mundialu przeciwko najlepszemu piłkarzowi świata Leo Messiemu. Marzyłeś o czymś takim? Chyba nie mamy się czego bać. Przecież Michniewicz umie przygotować zespół na mecz o takiej wadze. Tak było ze Szwedami, z Walią, z Arabią Saudyjską... Nie ma reguły. Niektórzy zarzucają mi różne rzeczy, ale znamy się z Legii, z młodzieżówki i wiesz, że moją rolą jest w dużej mierze ograniczyć przypadek, pomóc piłkarzom, pokazać im jak się zachowują rywale. Ja podejmuję decyzję o składzie, ale potem dochodzi do tego stres, dyspozycja dnia, błędy sędziów i wiele innych czynników, na które nie mam wpływu. Dbam o to, żeby piłkarze mieli czyste głowy, niczym nie zaśmiecone, żeby drużyna była spójna. Chłopaki mają otwarte serca, dużo wiary i radości z tego co robią. Czym zaskoczymy Argentyńczyków? Styl będzie podobny do tego co graliśmy podczas pierwszego meczu z Meksykiem, czy zagramy bardziej ofensywnie? Nie chcę mówić o stylu. Dużo już o tym się nasłuchaliśmy. Na pewno nie zagramy na 0:0, bo z Argentyna nie da się tak zagrać. To jeden z kandydatów do mistrzostwa świata i zawsze znajdą sytuacje, żeby coś w meczu strzelić. Defensywa to ważna rzecz, ale chcemy też zdobywać gole. Musi być balans miedzy obroną a atakiem i od tego bardzo dużo zależy. Nastawiając się na bronienie nie mamy szans na dobry wynik. Musimy odbierać piłkę wysoko pressingiem, przeprowadzać ataki pozycyjne, szybkie kontry. Drużyna musi być gotowa na każdy element. Będą momenty, że trzeba się wybronić. Ale ważniejsze jest, żeby nawet po ciosie umieć się podnieść. To tak jak w walce o zawodowe mistrzostwo świata w boksie. Można leżeć przez chwilę na deskach, ale zaraz po tym wstać i walczyć dalej. I zwyciężyć. Przed mistrzostwami baliśmy się jeszcze jednego - pogody. Mam wrażenie, że te upały aż tak bardzo nikomu tu nie doskwierają. Tak naprawdę, to mieliśmy tu tylko jeden trening w pełnym słońcu po południu. Poza tym pogoda jest bardzo dobra, jest tu fajne powietrze. Oczywiście piłkarze muszą uzupełniać elektrolity, bo przy takich temperaturach to szalenie ważne. Na upały nikt jednak nie narzeka. W ogóle nie mamy w Katarze na co narzekać. Hotel jest bardzo dobry, wygodny, a przy tym kameralny. Obsługa to sami życzliwi ludzie. Z pozaboiskowych rzeczy wszystko jest na najwyższym poziomie. Który z piłkarzy zaskoczył Cię najbardziej na plus? Nie wymienię żadnego, bo chwaląc jednego gracza mogę niechcący skrzywdzić drugiego. Jest nas 26 plus Kacper Tobiasz, którego też traktujemy jako pełnoprawnego członka ekipy. Przyjechał tu w nietypowej roli i wywiązuje się z niej wspaniale. Każdy piłkarz, który tu przyleciał, jest niezmiernie ważny. "Jędza" i "Grosik" pięknie spajają ekipę i dają drużynie doświadczenie, a wiem też, że jeśli będę ich potrzebował na boisku, to wykonają swoje zadania. Pod względem młodości i właśnie doświadczenia, ta kadra jest dobrze zbilansowana, bo są młodzi, jak Kuba Kamiński, który fantastycznie się zaprezentował i starsi Szczęsny, Glik, Lewandowski. Wojciech Szczęsny zagrał dwa razy na zero z tyłu i jeszcze obronił karnego! Cieszy mnie, że Wojtek tak świetnie broni. Cala drużyna mu w tym pomaga, bo wszyscy wiedzą, że nie możemy tu tracić goli. Każda strata może się zakończyć porażką, której już nigdzie nie odrobimy. To nie jest liga, gdzie jest 30 meczów i kilka możesz przegrać. To jest turniej o mistrzostwo świata. Nastroje zmieniają się codziennie. Kanada była chwalona za mecz z Belgią, a już jedzie do domu. Kostaryka wysoko przegrała z Hiszpanią i miała się pakować, ale w następnym meczu zdobyła trzy punkty i nie wiadomo czy nie awansuje. Spotkałem się ze wszystkimi byłymi selekcjonerami reprezentacji Polski, którzy mają mundialowe doświadczenia. Wszyscy mi mówili, że najważniejszy jest pierwszy mecz. Towarzyszy mu zawsze niesamowita presja. Piłkarze czują na sobie olbrzymią odpowiedzialność. Starsi trenerzy mówili mi - trzeba dobrze przygotować się do pierwszego spotkania i go nie przegrać. I to nam się udało. Robert Lewandowski wyjątkowo emocjonalnie zareagował na gola w meczu z Saudyjczykami. Rozmawiał w Dosze Artur Szczepanik, "Interia"