Reprezentacja Polski przegrała 0:2 z Argentyną, ale... awansowała do kolejnej rundy mistrzostw świata! Z pewnością nie było to najpiękniejsze spotkanie polskiej drużyny, która długimi fragmentami obserwowała tylko grę Argentyńczyków. Na samym końcu jednak kluczowy wydaje się awans do 1/8 mundialu, co Polakom nie udało się od... 1986 roku! - Przegraliśmy mecz, a to w sporcie jest najważniejsze, ale czasami porażki bywają gorzko-słodkie i tak było w naszym przypadku. Przegraliśmy, ale awansowaliśmy i po wielu, wielu latach wyszliśmy z grupy. Chciałbym z tego miejsca złożyć gratulacje całej drużynie, wszystkim naszym współpracownikom i władzom PZPN, bo to nasz wspólny sukces - powiedział po meczu z Argentyną selekcjoner Czesław Michniewicz. Michniewicz: Zapracowaliśmy na ten awans - Zapracowaliśmy na ten awans, zdobyliśmy cztery punkty. Regulamin był jasny, znaliśmy go i wiedzieliśmy co będzie się liczyło. W drugiej połowie kontrowaliśmy to wszystko, co działo się w meczu Arabii Saudyjskiej z Meksykiem. Ale oczywiście było nerwowo. Do przerwy nie graliśmy najlepiej, Argentyna stworzyła sobie kilka okazji, najlepszą miała po rzucie karnym. Żałuję bardzo, że w kolejnym meczu jest rzut karny i to dramatyczny przynajmniej z mojej perspektywy. Na szczęście Wojtek Szczęsny jest w znakomitej formie - przyznał selekcjoner. Michniewicz: Wiedzieliśmy, że tak grać nie możemy - W przerwie rozmawialiśmy o tym, co nie funkcjonowało - bo nie straciliśmy bramki - ale łatwo napędzaliśmy Argentynę. Trzeba podkreślić, że nieprzypadkowo Brazylia złożyła protest i nie chce grać na tym stadionie, bo murawa jest twarda, nierówna, piłka skacze. To też nam utrudniało grę, chociaż sami też sobie przeszkadzaliśmy. Później dokonaliśmy dwóch zmian, bo uznaliśmy, że jest dużo piłek w środku pola, a brakuje zawodnika, który będzie wbiegał w wolne przestrzenie. Argentyna grała bardzo ofensywnie, obaj obrońcy mocno wchodzili w linii obrony, a jednocześnie stoperzy kryli Roberta Lewandowskiego i Karola Świderskiego. Przemek Frankowski angażował się mocno w obronę i później nie nadążał... To wszystko powodowało, że akcji do przodu nie było. Przez to Wiedzieliśmy, że tak grać nie możemy - analizował po meczu Michniewicz. Michniewicz: Bozia nad nami czuwała - Próbowaliśmy zmienić przebieg gry, ale szybko straciliśmy bramkę. I było widać, że wkradła się nerwowość. Umówiliśmy się z zawodnikami, że tylko my i sztab kontrolujemy wynik meczu Arabii z Meksykiem. I dopóki nic złego nie będzie się działo, nie będziemy informować zawodników. W końcu w którymś momencie przekazałem informację Robertowi i innym. Serce zadrżało mi mocniej, gdy Grzegorz Krychowiak dostał żółtą kartkę, wiedzieliśmy, że za chwilę może wchodzić w grę klasyfikacja fair play. I szybko dokonaliśmy zmiany. Początkowo miał zejść Piotr Zieliński, a wejść Krzysztof Piątek, ale ostatecznie udało nam się zmienić decyzję i zmieniliśmy Krychowiaka. Może i dobrze, że to wszystko tak długo trwało... Na szczęście Bozia nad nami czuwała i zostajemy - dodał szkoleniowiec. Z Dohy Sebastian Staszewski, Interia