Michał Białoński: Mundial w Katarze będzie najważniejszą imprezą w pańskiej dotychczasowej karierze. Jak pan to wszystko znosi? Jest pan na świeczniku, niemal na równi z prezydentem i premierem, ale gdy mundial zakończymy na trzech meczach, będzie pan grillowany, jak pana poprzednicy: Jerzy Engel, Paweł Janas, Leo Beenhakker, Franciszek Smuda, Adam Nawałka i Paulo Sousa, którzy nie wyszli z grupy na MŚ czy ME. Czesław Michniewicz, selekcjoner reprezentacji Polski: Żona Grażyna, która słyszy naszą rozmowę, podpowiada, że walizkę mam już spakowaną i w razie niepowodzenia wiem, gdzie można poprosić o azyl (śmiech). Tak serio, staram się racjonalnie podchodzić do tego tematu. Rola trenera jest bardzo ważna, ale to nie trener będzie grał. Ja chcę przygotować zawodników najlepiej jak potrafię. Powtarzałem ten przykład już kilka razy: jeśli zamienimy Didiera Deschampsa ze mną, ja będę prowadził mistrzów świata, a on Polskę, oczekiwania wobec Deschampsa będą takie, żebyśmy zostali mistrzami świata? Zbigniew Boniek zawsze powtarzał, że to nie trener wychodzi na boisko, on tylko i aż ustala plan. - I też nie trener jest problemem polskiej piłki. Problemem jest niewystarczająca liczba piłkarzy grających na najwyższym poziomie. Gdybyśmy ich mieli pod dostatkiem, wtedy nasza reprezentacja byłaby silna. A jeśli ich brakuje, to każdy trener ma problemy. Byli Paulo Sousa i Leo Beenhakker - fachowcy z zagranicy. I co? Wyszli z grupy? Tylko polski trener, Adam Nawałka, to zrobił w XXI wieku. Mam świadomość, że na końcu zrobią ze mnie durnia, tak jak zrobili z moich poprzedników. Ja się z tym liczę, ale podkreślam też uczciwie: nie mówię, że zdobędziemy złoty medal, tylko opowiadam o realnych problemach i staram się naświetlić swój sposób myślenia. Musiał się pan mierzyć z pytaniami nie tylko o wybory, ale też o ochraniarza kadry z przeszłością w strukturach ultrasów Jagiellonii. Paulo Sousa czy Lego Beenhakker nie mieli takich przygód przed imprezą czterolecia. Ostatecznie PZPN zrezygnował z tego ochroniarza. - Oczywiście, takie pytania nie pomagają. Ja rozumiem poszukiwanie sensacji, ale czy to był niezbędny temat na trzy dni przed ogłoszeniem powołań na MŚ? Nie mógł zostać opisany miesiąc wcześniej albo później? Zwyciężyła chęć zaistnienia na konferencji o powołaniach, zabawa zdjęciami tego ochroniarza z Lewandowskim. Kogo by pan z reprezentantów nie zapytał, wszyscy tego Dominika lubili i szanowali. A co robił wcześniej? Ja tego nie wiem, to nie moja rola, żeby to sprawdzać. Tak samo jak nie sprawdzam, czy hydraulik, który mi przychodzi naprawić cieknący kran, bije żonę. Oceniam go za zlikwidowanie usterki, ale nie wnikam w jego problemy w innych sferach życia. Widząc skalę trudności - bardzo mocny Meksyk, Arabię, która nie traci bramek, czy Argentynę, która do Kataru jedzie po medal, a jednocześnie nasze kłopoty kadrowe, ma pan prawdziwą wiarę w powodzenie misji wyście z grupy? - Tak! (głos żony Grażyny, która dodała, że przed MŚ bardziej się denerwuje niż małżonek). Wykonaliśmy tytaniczną pracę - mówię o całym sztabie. Myślę, że zawodnicy są zmotywowani. Mamy dobrą mieszankę: doświadczonych, którzy za chwilę będą kończyli kariery reprezentacyjne, być może Katar będzie ostatnim ich turniejem, więc będą chcieli się pokazać i to bardzo; są też młodzi zawodnicy, dla których ci starsi będą wzorem. Będą mogli od nich usłyszeć, jak było na poprzednich MŚ. Myślę, że pod względem doboru drużyny to jest optymalne zestawienie. Lepiej się nie da, a jaki będzie wynik? Nie wiem. Denerwują pana głosy krytyki? - Tylko te dalekie od merytoryki. Ktoś mi podesłał głos Jana Tomaszewskiego, który nie rozumie powołania Artura Jędrzejczyka, bo "przecież on nigdzie w Europie nie grał". "Jędza" grał w Lidze Mistrzów, a rok temu w Lidze Europy! Jak można beztrosko takie absurdy opowiadać?! I ktoś to równie beztrosko cytuje? To przecież brak szacunku dla siebie samego. Z kolei Maciej Szczęsny się wypowiada, że on nie rozumie powołania Mateusza Wieteski, choć on go nie ogląda w lidze francuskiej. No ludzie! Nie ma się co denerwować. Każdy szanujący się ekspert chce być wyrazisty, szary kolor się dziś słabo sprzedaje. Wieteska sam się obronił. Wyjechał z Ekstraklasy i z dnia na dzień wywalczył miejsce w silnej Ligue 1. - Na dodatek 15 meczów rozegrał w niej od początku do końca, był wyróżniany po każdej kolejce. Nie staram się polemizować i wszystkich uszczęśliwiać. Staram się przekonać wszystkich kibiców, że my jako sztab, jako drużyna zrobimy wszystko, żeby osiągnąć jak najlepszy wynik. Nie wiem, jaki on będzie. Nie obiecuję złotego medalu, jak Jurek Engel zainspirowany przez ważnego wówczas polityka. A wziąłby pan do Kataru Pawła Dawidowicza, gdyby miał o kilka meczów rozegranych więcej po kontuzji? Kilka dni temu zebrał dobre recenzje za mecz z Juventusem. - Patrzymy na Pawła bardzo optymistycznie, przez pryzmat meczu z Anglią. Ja również byłem zachwycony jego grą wówczas. Zagrał świetnie, tak samo jak Damian Szymański, który zdobył bramkę. Ale widziałem Dawidowicza po kontuzji i on na razie nie jest w formie z meczu z Anglią. On będzie grał w reprezentacji, bo to piłkarz bardzo uzdolniony, ale on potrzebuje czasu. Nie mogliśmy też Pawła Dawidowicza wziąć jako defensywnego pomocnika, choćby kosztem Damiana Szymańskiego, gdyż Damian jest u szczytu optymalnej formy: co tydzień gra, na pozycji, która nas interesuje, jest bardzo dynamiczny. Wyobraża sobie pan doskok do rywala Dawidowicza i Szymańskiego? Pod tym względem przewagę faktycznie ma Szymański. - To inna "liga", inny typ zawodnika. Dlatego nie ma co porównywać Dawidowicza do rasowych środkowych, defensywnych pomocników. Na tej zasadzie, to "Lewy" i każdy zawodnik z pola może zagrać na bramce, ale nie o to przecież chodzi. Michniewicz: Porównywania Klicha do Żurkowskiego to dwa systemy walutowe Podobnie jak Robert Lewandowski ma pan mocne wsparcie teściowej, wielkiej fanki reprezentacji Polski. - Pierwotnie musiałem jej tłumaczyć brak powołania dla Grabary. Byłem u niej w tygodniu przed powołaniami na kawce i mówiła: "Jak ja się cieszę, że ci twoi chłopcy z młodzieżówki będą na MŚ". Ona ich wszystkich zna, śledzi ich kariery, określa mianem "moi chłopcy", a tu zadałem jej cios, że nie ma "Grabarki". Ostatecznie Kamil jedzie z nami. Ja jako trener muszę mieć szacunek do faktów. Mówi pan Dawidowicz, a ja podaję fakty, że ktoś inny da mi więcej. Ktoś rzuca "Klich", a ja odpowiadam, że ten sprzed dwóch lat, który grał u Bielsy, tak, jedzie na mundial, ale ten niegrający w lidze już nie jedzie, bo musiałbym go wziąć kosztem Zielińskiego lub Sebastiana Szymańskiego. Porównywanie Klicha do Żurkowskiego, którego zabrałem, mija się z celem. To dwa różne systemy walutowe. Ogólnie można odnieść wrażenie, że spór toczy się o to, kto w kadrze jest na pozycjach nr 14-18. Kontrowersji o pierwszy skład i pierwszych zmienników raczej nie widać. - To dobrze świadczy o tych powołaniach. Skreślony czwarty bramkarz, po tym jak z nieszczęścia Drągowskiego skorzystał Grabara, jest Radosław Majecki. On pewnie zrozumie, że rozegranie trzech meczów w osiem dni, w ekstremalnych warunkach klimatycznych, wymaga rotacji wśród zawodników w polu, wśród wahadłowych, skrzydłowych, a nie na bramce? - Mam taką nadzieję, że wszyscy zrozumieją. Zagramy w upałach, w zupełnie innej wilgotności i nie wiemy, jak organizmy będą reagować w takich warunkach. Sam pan wie, jak się biegnie maraton w 18 stopniach, a jak w 30. W październiku 2007 r. przerwano maraton w Chicago. Z powodu 31 stopni i 86-procentowej wilgotności jeden biegacz zmarł, a 350 trafiło do szpitala. W takiej pogodzie nie ma żartów. - Na dodatek po wysiłku w takich warunkach organizm odbudowuje się bardzo wolno. Na skutek wypłukania minerałów, przede wszystkim sodu, magnezu, potasu i wapnia. - Ale Kowalski tego nie wie, o tym się bardzo mało mówi, mówi się głównie o błędach trenera: "Bo wziął tego, a nie tamtego". Tymczasem są też czynniki niezależne od trenera. Ja nie wiem, jak organizmy będą na co dzień reagowały, bo piłkarze w takich warunkach nie grają. Nikt, poza Grześkiem Krychowiakiem, który gra w tej "Sunday League", nie występuje. Czyli bierze pan pod uwagę większe niż zwykle rotacje w składzie? - Tak, mogą one zaistnieć, ale nie składam żadnej deklaracji jeśli chodzi o system, ani o zmiany. Będziemy reagować na bieżąco. Musimy obserwować, mieć oczy szeroko otwarte, analizować wszystkie parametry i na podstawie tego podejmować decyzje. Michniewicz: Na silniejszą kadrę w tej chwili nas nie stać Postanowił pan zabrać do Kataru młodego bramkarza Legii Kacpra Tobiasza, który oficjalnie nie będzie częścią kadry. Chodzi o pomoc w trakcie treningu, żeby między słupki nie musiał wskakiwać rzecznik Jakub Kwiatkowski, jak to się działo podczas Euro we Francji? - Dokładnie to nam przyświecało i jestem wdzięczny Legii, że poszła nam na rękę po raz kolejny. Może się przecież zdarzyć, że pierwszy bramkarz złapie kontuzję, poza tym, on po meczu nigdy nie bierze udziału w treningu wyrównawczym. W razie kontuzji pierwszego, ten drugi po swoim meczu również nie będzie trenował i nawet gierki nie da się zrobić, mając jednego bramkarza. Tobiasz nie będzie wpisany do protokołu, bo można tam wstawić tylko 26 piłkarzy, ale będzie przy drużynie. Tak jak bokserzy mają swoich sparingpartnerów, tak my będziemy mieć na gry treningowe Kacpra. Czytaj też: Michniewicz odpowiada na zarzuty o powołanie "po znajomości". "Menedżer nawet nie wiedział" Plan minimum to wyjście z grupy? - Nie wiemy, jaki będzie wynik. Nad wszystkim czuwamy, zrobiliśmy wszystko, jeśli chodzi o organizację i przygotowanie, wybraliśmy najsilniejszą kadrę. To nie była łapanka, że rano się budzę, drapię się po głowie i "Fabio Capello" - z kapelusza wymyślam, że nagle pojedzie ten, a nie tamten. Nasza kadra została dokładnie wyselekcjonowana. Na silniejszą w tej chwili nas nie stać. Rozmawiał: Michał Białoński, Interia