Justyna Krupa, Interia: Co was zainspirowało do stworzenia książki "Operacja mundial. Futbol, korupcja, polityka. 1930-2026", którą napisaliście wraz z Krzysztofem Kawą? Remigiusz Półtorak, dziennikarz, współautor książki "Operacja mundial. Futbol, korupcja, polityka. 1930-2026": - Myśleliśmy o tym już od dawna, co najmniej od mundialu w Rosji. Złożyło się na to kilka czynników. Wraz z Krzysztofem Kawą byliśmy - razem lub osobno - na wszystkich mundialach, począwszy od mistrzostw świata w 1998 roku we Francji. Mieliśmy możliwość obserwować z bliska, jak to wszystko wygląda. I w pewnym momencie doszliśmy do wniosku, że to, co widać na pierwszy rzut oka, to nie wszystko. Tak naprawdę gra toczy się również poza boiskiem. I te kulisy są czasem nawet bardziej pasjonujące. W ten sposób narodził się pomysł, by pokazać inną, społeczno-polityczną stronę mundialu. Do tej pory na polskim rynku takiej książki nie było. Oprócz tego, że przeczytaliśmy tysiące stron na temat historii, mieliśmy również własne doświadczenia. Wydaje się, że mistrzostwa świata w Katarze są doskonałym momentem, by to pokazać. Zwłaszcza w kontekście wszystkich kontrowersji, które narosły wokół tej imprezy. Skandal związany z przyznaniem mistrzostw świata Katarowi - a wcześniej Rosji - to dzisiaj temat, o którym się mówi. Nawet więcej - wydaje się, że to, co teraz dzieje się w kontekście Kataru, stanowi apogeum wątpliwości narastających przez lata. Czyli Katar jest takim najbardziej wyrazistym przykładem, ale mundiale od lat miały ciemną stronę? Pytanie jednak, czy ta mroczna strona mundialu to coś, co w ostatnich latach stało się rzeczywiście większym problemem, czy po prostu wcześniej opinia publiczna nie była aż tak świadoma pewnych mechanizmów, które tak naprawdę były podobne od dawna? - Zdecydowanie te mechanizmy są podobne od lat. Katar na pewno nie jest pierwszym przykładem wątpliwości związanych z organizacją mundialu i procesem przyznawania tej imprezy. Takie kontrowersje istniały od lat, choć może nie od samego początku, czyli od mistrzostw świata w Urugwaju w 1930 roku. Walka o przyznanie mistrzostw świata miała w wielu przypadkach drugie dno. Nie tylko Rosja w 2018 roku jest wyrazistym przykładem. Katar nie jest więc pierwszy, ale w tym przypadku wątpliwości nagromadziło się wyjątkowo wiele. Nieraz zadawałem sobie pytanie, dlaczego akurat w przypadku Kataru tak się oburzamy na organizację mistrzostw świata? Przede wszystkim Katar nie miał żadnych tradycji piłkarskich. Druga rzecz, to niespotykanie małe terytorium. Nigdy nie zdarzyło się wcześniej, by na tak małym obszarze była rozgrywana tak duża i tak medialna impreza sportowa. Terytorium Kataru to przecież wielkość średniego polskiego województwa. Jeśli weźmiemy pod uwagę, że ponad milion fanów ma przyjechać do Kataru w tak krótkim czasie, to jest to bardzo duże wyzwanie. Po trzecie, najważniejsze, łamanie praw człowieka na niespotykaną dotychczas skalę, które zostało ujawnione. Przez lata te "grzechy" Kataru się zbierały i w efekcie to oburzenie jest tak wielkie. Remigiusz Półtorak: Mundial stanowi dla Kataru apogeum strategii soft-power Mówimy o łamaniu praw człowieka na niespotykaną skalę przy przygotowaniach do mundialu w Katarze. Natomiast można mnożyć przykłady na codzienne łamanie praw człowieka w państwach będących w przeszłości gospodarzami kolejnych MŚ. Warto się zastanowić, po co reżimom - które wyraźnie naruszają prawa człowieka - starania o taką imprezę, jak mundial. Czy chodzi o próbę "wybielania się" w oczach świata, uzyskania legitymizacji? Jakie realne korzyści przynosi to takim krajom, jak Katar, Rosja, ale też - o czym u nas mówi się relatywnie mało - Argentynie w czasach rządów junty wojskowej? - Co do Argentyny, to trzeba też zaznaczyć, że mistrzostwa zostały jej przyznane dużo wcześniej - ponad dekadę wcześniej. Natomiast po dojściu junty do władzy w 1976 roku decyzja ta została utrzymana w mocy. Rzeczywiście, była to idealna okazja dla generała Jorge Videli, by pokazać światu Argentynę z jaśniejszej strony. Włochy Mussoliniego i Argentyna Videli w 1978 to najbardziej jaskrawe przykłady tego, jak można wykorzystać mundial do własnych politycznych celów. I do ocieplenia swojego wizerunku. Taką samą drogą poszły inne kraje w ostatnich latach. Tak było w przypadku Władimira Putina cztery lata temu. Działo się to zaledwie 4 lata po aneksji Krymu, po rozpętaniu wojny w Donbasie. Mimo wszystko mundial w Rosji się odbył. W przypadku Kataru od wielu lat mówi się o tym, w jakich warunkach pracowali robotnicy, którzy przygotowywali całą infrastrukturę, nie tylko stadionową. A mimo wszystko nie było nigdy na poważnie mowy o odebraniu Katarowi mistrzostw świata. Dla władz Kataru jest to znakomita okazja, by pokazać się na mapie świata. Mundial stanowi dla tego kraju apogeum strategii soft-power, tzw. miękkiej siły, dzięki której może zaznaczyć swoją obecność i wpływy. W kupowaniu wpływów Katar okazał się niezwykle skuteczny. I znakomitym środkiem do tego jest sport. Choć koszt okazał się bardzo wysoki. Mundial w Katarze stanowi ukoronowanie polityki prowadzonej przez ostatnie dwie dekady. Chodzi o to, by o Katarze się mówiło. Paradoksalnie, czy dobrze czy źle - to nie ma dla władz tego kraju większego znaczenia. "W tym sensie władze Kataru osiągnęły swój cel" Czyli dochodzimy do przykrego wniosku, że tak naprawdę Katarczycy już osiągnęli sukces, niezależnie od tego, czy teraz gdzieniegdzie wywieszone zostaną transparenty o bojkocie mundialu czy podniosą się głosy krytyki. A sądzi pan, że istnieje szansa na zmianę standardów przyznawania mundialu w przyszłości, czy też mechanizmy pozostaną te same? - Czy w jakikolwiek sposób zmienią się standardy? Kolejne mistrzostwa będą w Stanach Zjednoczonych, Meksyku i w Kanadzie, czyli w krajach, które - w części - już miały możliwość organizacji mundialu. Wydaje się więc, że sytuacja będzie zupełnie inna. Trzeba wziąć też pod uwagę, że po sytuacji z Rosją i Katarem sposób wyboru kandydata uległ zmianie. Nie wybierają już go członkowie Komitetu Wykonawczego FIFA, których wcześniej było 24 (a faktycznie głosowało 22), teraz wybierają organizatora wszyscy zrzeszeni w FIFA. Nie podejmuję się jednak wyrokować, czy standardy się poprawią. Warte uwagi jest jednak to, że mimo głosów oburzenia z całego świata, jak najbardziej słusznych, Katar tak naprawdę już wygrał. Niezależnie nawet od tego, jak te mistrzostwa będą przebiegały, mimo ogromnej presji, to nigdy nie było realnie mowy o tym, by odebrać mu mistrzostwa. W tym sensie władze osiągnęły swój cel. Czytaj także: Kandydaci do mistrzostwa świata odsłonili karty! Podczas prac nad książką przeprowadziliście sporo rozmów. Który z bohaterów tych wywiadów wywarł na was największe wrażenie? - Na pewno korzystaliśmy z wielu własnych doświadczeń i obserwacji, ale rozmawialiśmy też z wieloma osobami znającymi obecne realia na Bliskim Wschodzie. Bardzo cenną rozmowę naświetlającą sytuację w Katarze przeprowadziliśmy z Patrycją Sasnal z Polskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych, która wielokrotnie jeździła do Kataru. Rozmawialiśmy też z szefem Amnesty International we Francji. Od lat wywierali oni presję na Katarze, by poprawiały się warunki pracy tamtejszych robotników. Rossi-Grześkowiak opowiedział nam, jak to wyglądało od kulis i jak potem w trakcie samego meczu doszło do interwencji ambasadora sowieckiego w Madrycie, który w drugiej połowie nakazał zdjąć transparenty. Zwrócił się z takim żądaniem do hiszpańskiej policji. W książce staramy się też pokazywać i odkłamywać niektóre mity narosłe wokół mundiali przez lata. Jak choćby wokół jednego z najbardziej legendarnych meczów - starcia Argentyna - Anglia. Jak się okazuje, słynne wyrażenie "ręka Boga" nie zostało wcale wymyślone przez Diego Maradonę. Powołujemy się przy tym na świadka, który był na tamtym mundialu. Maradona niejako przypisał sobie prawa autorskie, ale nie on to słynne wyrażenie wymyślił. To jedna z wielu nieznanych historii, które opisujemy. Rozmawiała: Justyna Krupa