Ciężko wytłumaczyć piłkarski fenomen małej Chorwacji. Być może trochę racji ma Mario Maloca, obrońca Lechii Gdańsk, który pochodzi z Zagrzebia: - Jesteśmy małym narodem i to piłka nożna nas jednoczy, dajemy z siebie wszystko na boisku zakładając barwy narodowe. Nie ma jednej odpowiedzi na pytanie o nasze sukcesy - odpowiadamy na boisku. Gdy wydaje się, że już złota generacja się skończyła, zaraz pojawiają się następni. Mieliśmy w ataku Davora Sukera, ostatnio Mario Mandzukicia, teraz w linii napadu grają zawodnicy z ligi chorwackiej - Bruno Petković z Dinama Zagrzeb i Marko Livaja z Hajduka Split. Wyniki nie ucierpiały. To z pewnością jest część prawdy, ale jakie jest całościowe wytłumaczenie? Tego nie wie nikt. Z pewnością to nie jest przypadek, bo "Hrvatska" regularnie melduje się w czołówce piłkarskich turniejów. Paradoksalnie piłkarze z Bałkanów lepiej niż na kontynentalnej radzą sobie na scenie światowej. W mistrzostwach Europy ich szczytowym osiągnięciem jest ćwierćfinał osiągnięty w pierwszym starcie w 1996 r. i potem w 2008 r. Za to w mistrzostwach świata, ten 4-milionowy kraj już trzeci raz melduje się w strefie medalowej - dziesięciokrotnie bardziej ludna Polska ma dwa takie finisze w historii. Dodatkowo zastanawiający jest fakt, że niepodległa Chorwacja dopiero w 1998 r. po raz pierwszy wzięła udział w mundialu. Premierowy start i od razu brązowy medal. Kolejne turnieje kończyły się na fazie grupowej, aż w Rosji w 2018 r. ekipa Luki Modricia doszła do finału, by w meczu o złoty medal ulec Francji 2-4. W fazie pucharowej, tak jak teraz Chorwaci doskonale wykonywali jedenastki, eliminując w ten sposób Duńczyków i rosyjskich gospodarzy, a w półfinale po dogrywce Anglię. "Hrvatska" była bezkonkurencyjna wcześniej w rozgrywkach grupowych - wygrywając z Nigerią, Islandią i najbardziej zdecydowanie, aż 3-0 z Argentyną 21 czerwca 2018 r. w Niżnym Nowgorodzie. To musi z pewnością stanowić groźne memento dla Leo Messiego i jego drużyny. Ze składów, które grały 4 lata temu, w Argentynie obok Messiego dziś mogą wystąpić Marcos Acuna, Nicolas Otamendi i w Katarze głównie rezerwowy Nicolas Tagliafico. Więcej piłkarzy, którzy pamiętają starcie w Rosji gra po stronie Chorwacji: Dejan Lovren, Marcelo Brozović, Ivan Perisić, oczywiście kapitan Luka Modrić i wówczas rezerwowi Mateo Kovacić i Andrej Kramarić. Pierwsza połowa w Niżnym Nowgorodzie przebiegła raczej spokojnie, strony badały się nawzajem. Chorwaci rozpoczęli strzelanie w 53. minucie. Willy Caballero wyraźnie zapomniał, że jest bramkarzem i chciał przerzucić piłkę nad zbliżającym się Ante Rebiciem. Niestety dla Argentyny lob okazał się za krótki, piłka spadła wprost pod nogi Chorwata, który mocnym strzałem umieścił piłkę w siatce. "Albicelestes" parli do wyrównania, ale w końcówce Luka Modrić z dystansu umieścił piłkę w siatce (znów Caballero mógł zachować się lepiej), a w doliczonym czasie gry Ivan Rakitić po koronkowej akcji ustalił wynik spotkania. Argentyński selekcjoner, Jorge Sampaoli po meczu był bliski łez: - Błagam naszych kibiców o przebaczenie! Leo Messi łapał się za głowę, a mina Diego Maradony mówiła wszystko. Argentyna zdołała jakoś prześlizgnąć się do drugiej rundy, gdzie uległa późniejszym mistrzom świata, Francji 3-4. Maciej Słomiński, INTERIA