Była już 108. minuta finałowego spotkania, gdy Leo Messi zdobył bramkę na 3-2. Polscy sędziowie po chwili zastanowienia i informacji od Goal Line Technology uznali trafienie, a powtórki rozwiały wątpliwości dotyczące tego, czy piłka całym obwodem przekroczyła linię bramkową. Nowe światło na tę sytuację rzucili francuscy dziennikarz i kibice, który dopatrzyli się niezauważonego wcześniej zdarzenia. Jak się okazuje, tuż po oddaniu strzału przez Messiego, a jeszcze przed tym jak futbolówka wpadła do bramki, na murawę, tuż przy swojej ławce rezerwowych wbiegło dwóch argentyńskich piłkarzy, którzy cieszyli się z tego, co zaraz się wydarzy. Niestety, przepisy gry jasno opisują tego typu sytuacje. Szymon Marciniak popełnił błąd w finale MŚ? Nowe fakty w sprawie bramki Messiego Zgodnie z przepisami gry, jeżeli po zdobyciu bramki sędzia stwierdzi, że w chwili jej zdobycia na polu gry znajdowała się dodatkowa osoba, a gra nie została wznowiona, to sędzia nie uzna bramki, jeżeli dodatkową osobą był zawodnik, zawodnik rezerwowy, wymieniony, wykluczony, bądź osoba funkcyjna drużyny, która zdobyła bramkę. W związku z powyższym, trzymając się kurczowo przepisowej teorii, gol Argentyny powinien być anulowany, a grę powinni wznowić Francuzi rzutem wolnym bezpośrednim z miejsca, gdzie znajdowali się dwaj rezerwowi Argentyńczycy. Zdarzenie to dobitnie pokazuje, jak nieludzkie bywają przepisy gry. Jeden rezerwowy znajdował się niecały metr od linii, a drugi dopiero ją przekraczał. Żaden z nich nie miał wpływu na zachowanie zawodników zaangażowanych w grę, która toczyła się kilkadziesiąt metrów dalej. Nieżyciowe przepisy, czy wielki błąd sędziego? Uważam, że anulowanie bramki Argentyny wprowadziłoby niepotrzebny chaos i zamęt, nad którym sędziowie niebyli by w stanie zapanować. Trudno taką sytuację wytłumaczyć zawodnikom na murawie i jeszcze trudniej byłoby to wytłumaczyć kibicom na stadionie i przed telewizorami. Uważam, że polscy sędziowie, z piłkarskiego i życiowego punktu widzenia, podjęli dobrą decyzję uznając bramkę na 3-2. Nie umiem wyobrazić sobie sytuacji, w której arbiter VAR Tomasz Kwiatkowski woła Szymona Marciniaka i po wideo weryfikacji bramka zostałaby anulowana. Oczywiście, gdyby rezerwowi wbiegli głębiej w boisko, bądź wywarli wpływ na akcję, wówczas sędziowie musieliby zainterweniować. Przepisy gry w piłkę nożną nie są idealne. Każdy może je rozumieć i interpretować na swój sposób, a każdy kibic dobrze wie, że często są one nierespektowane i naciągane, np. w przypadku braku powtarzania rzutów karnych, czy też odpuszczania kartek za faule i niesportowe zachowania. Uważam, że władze FIFA nie będą mieć pretensji do Szymona Marciniaka o to zdarzenie, a wręcz mają pełne prawo, aby pochwalić polskiego arbitra, co m.in. uczynił na kanale "Prawda Futbolu" szef sędziów Pierluigi Collina, który był bardzo zadowolony z postawy polskich arbitrów. Czytaj także: Miliony słuchały ostatniego meczu Szpakowskiego. Znamy wyniki