Bezbramkowy remis z Meksykiem niektórzy przyjęli z uśmiechem jako cenny łup, inni kręcąc nosem, mając w pamięci rzut karny, którego nie wykorzystał Robert Lewandowski oraz pozbawiony wszelkiej estetyki styl reprezentacji Polski. Nastrojów tych drugich nie poprawiały także kolejne dni, pełne wymiany zdań na linii Czesław Michniewicz-polscy dziennikarze. Kluczowe więc dla poprawy aury a także - przede wszystkich - walki o awans było pokonanie Arabii Saudyjskiej. Wspomniany już selekcjoner "Biało-Czerwonych" zdecydował się na przemeblowanie składu. Przede wszystkim oddelegował do gry od pierwszej minuty drugiego napastnika i tak u boku "Lewego" znalazł się Arkadiusz Milik. Jeśli ten ruch miał wzmocnić w naszej drużynie siłę ognia, nasi piłkarze początkowo skrzętnie ją skrywali. Dużo lepiej od tworzenia zagrożenia pod bramką Saudyjczyków szło nam... łapanie żółtych kartek. Po upływie kwadransa gry w ciągu czterech minut ukaranych zostało w ten sposób aż trzech naszych piłkarzy - Jakub Kiwior, Arkadiusz Milik oraz Matty Cash, który notował kiepski początek meczu. A gdy w 20. minucie przy pojedynku powietrznym znokautował łokciem Mohammeda Al Breika można było zacząć się zastanawiać, czy skończymy ten mecz w komplecie. Niewiele więcej dobrego można było jednak było powiedzieć o grze całej naszej kadry. Przynajmniej początkowo. "Gorąco" w polu karnym Arabii Saudyjskiej zrobiło się dopiero w 26. minucie po rzucie rożnym. Groźne uderzenie głową oddał wówczas Krystian Bielik, ale bramkarza skutecznie wyręczył Saleh Al Shehri, niwecząc zagrożenie. Katar 2022. Piotr Zieliński przełamał niemoc reprezentacji Polski Po drugiej stronie boiska najbliżej zdobycia bramki był Mohamed Kanno, którego "bombę" z dystansu wybronił Wojciech Szczęsny. To właśnie nasz golkiper rozpoczął w 40. minucie kluczową akcję pierwszej połowy. Po jego podaniu Matty Cash wymienił piłkę z Przemysławem Frankowskim, po czym zagrał do Roberta Lewandowskiego. Nasz kapitan nie zdołał wpakować jej do siatki, za to przytomnie wycofał ją do Piotra Zielińskiego, który uderzył pod poprzeczkę! Pierwsza bramka "Biało-Czerwonych" na tegorocznym mundialu stała się faktem. Wojciech Szczęsny bohaterem! Obronił rzut karny i dobitkę Miny zrzedły naszym piłkarzom w 44. minucie, gdy Krystian Bielik starł się w naszym polu karnym z Salehem Al Shehrim, który upadł na murawę. Sędzia został wezwany do monitora, a po powrocie na murawę nie miał wątpliwości co do decyzji i podyktował rzut karny. Oko w oko z Wojciechem Szczęsnym stanął Salem Al Dawsari, który uderzył w swoją lewą stronę, ale "Szczena" obronił jego uderzenie, podobnie jak i dobitkę Mohammeda Al Breika. Tak ten, któremu wytykano pełne zawodu występy na wielkich turniejach, stał się naszym bohaterem i sprawił, że schodząc na przerwę wciąż cieszyliśmy się z prowadzenia. Zobacz również: Michniewicz wprost o decyzji sędziego! Tak skomentował odgwizdanie karnego Wojciech Szczęsny pracował na dobrą notę także w drugiej połowie. Gdy w 55. minucie obronił - po sporym zamieszaniu - strzał z bliskiej odległości, Saudyjczycy mogli ulec wrażeniu, że mierzą się dziś z murem. Nie była nim jednak niestety nasza obrona, co próbował wykorzystać Firas Al Buraikan, który huknął nad poprzeczką. Idealną okazję do wyprowadzenia skutecznej riposty miał Arkadiusz Milik, który po centrze Przemysława Frankowskiego z lewej flanki uderzył głową w poprzeczkę. Bliski szczęścia był także Robert Lewandowski - obijając słupek sytuacyjnym, a przy tym nieczystym strzałem. Saudyjczycy nie poddawali się, dążąc do wyrównania. Czesław Michniewicz chciał za to bronić wyniku i szukać okazji w kontrach, a szczęściu chciał pomóc dokonując zmian - najpierw Jakub Kamiński zastąpił Piotra Zielińskiego, a później Krzysztof Piątek Arkadiusza Milika. Zobacz także: Emocjonalne wyznanie Roberta Lewandowskiego tuż po meczu! Potem padły dosadne słowa Wielkie przełamanie Roberta Lewandowskiego na mistrzostwach świata Po wejściu w ostatni kwadrans meczu w wielu polskich domach rozpoczęło się zapewne nerwowe odliczanie. To samo mogło też dziać się na naszej ławce. Nasza reprezentacja okopała się na własnej połowie, ale w końcu nadarzyła się okazja, by "zabić" mecz, a Robert Lewandowski wykorzystał ją z zimną krwią. Nasz kapitan ukarał gapiostwo rywali, rozgrywających piłkę przed własnym polem karnym i zabrał ją spod nóg Abdulelaha Al Malkiego, dzięki czemu znalazł się sam przed bramkarzem. W tej sytuacji nie mógł spudłować i strzelił swojego pierwszego gola w historii występów na mistrzostwach świata. Kamień spadł z jego serca - było to widać gołym okiem, bowiem leżąc na murawie i chowając twarz sprawiał wrażenie, że zaraz wyleje morze łez. "Lewy" powinien jeszcze dobić rywala w 90. minucie, lecz wówczas bramkarz był górą i nie dał się przelobować. "Jeszcze jeden!" dało się słyszeć z trybun, na których całkowicie umilkli Saudyjczycy. Polacy wykonali zadanie i z czterema punktami objęli prowadzenie w grupie. To jednak nie koniec misji o kryptonimie "Wyjście z grupy". Jej ostatni akt dokona się w środę, gdy przyjdzie nam zagrać z Argentyną. Na szczęście nie będzie to "mecz o honor", a "mecz o wszystko".