Kto stoi w miejscu, kto się nie rozwija, ten de facto się cofa. Ta zasada dotyczy życia codziennego jak i sportu w tym najpopularniejszej z dyscyplin - piłki nożnej. Pisaliśmy niedawno o największych skandalach sędziowskich w historii mundiali - nie wiadomo było czy piłka przekroczyła linię bramkową, czy był spalony. Gra stawała się coraz szybsza, trudno było wypatrzeć szczegóły na powtórce telewizyjnej, a co dopiero "gołym okiem" sędziego. Wreszcie w 2016 r. zaczęto wprowadzać VAR - Video Assistant Referee. Ten system wciąż obejmuje kolejne części globu i jest cały czas udoskonalany. Na mistrzostwach świata w Katarze funkcjonuje tzw. półautomatyczny spalony - polega on na wykorzystaniu programów komputerowych, które śledzą ruchy zawodników i piłki wysyłając od razu odpowiedni sygnał do arbitra prowadzącego mecz. Jak donoszą włoskie media (i to poważne jak Corriere della Sera) trwają prace nad wprowadzeniem do włoskiej ligi Serie A: VAR on Call, czyli VAR-u na żądanie. Rozwiązanie to funkcjonuje już w innych sportach, na przykład w siatkówce czy tenisie. Polega na tym, że trener lub inny członek sztabu szkoleniowego każdej z drużyn ma prawo w czasie meczu do zgłoszenia sytuacji spornej do analizy VAR. Szczegóły póki co nie są znane (np. ile razy przysługiwałaby w trakcie meczu taka opcja), lecz pomysł wydaje się bardzo ciekawy. Istnieje szansa, że ten system może zadebiutować na włoskich boiskach już w styczniu. W najbliższych dniach władze włoskiej ligi mają debatować nad możliwością wprowadzenia półautomatycznego spalonego do rozgrywek Serie A. Maciej Słomiński, INTERIA