Teraz Argentyna jeszcze śpi po nocnych szaleństwach. Kiedy w Polsce wybije godzina 10, w kraju mistrzów świata będzie dopiero szósta rano. Finał w Katarze rozpoczął się kiedy wybiło południe w Buenos Aires. Niemal trzy godziny później Argentyna oszalała po skutecznie wykonanym rzucie karnym Gonzalo Montiela i rozpoczęła świętowanie zdobycie mistrzostwa świata. Zremisowała 3-3 z Francją, ale pokonała byłych już mistrzów świata w konkursie jedenastek. Czasu na świętowanie w Argentynie do rana było bardzo dużo. Na przykład pod Obeliskiem na ulicy 9 lipca i na Plaza de Mayo i zebrało się ponad milion fanów. "Entuzjazm dla trzykrotnych mistrzów świata: morze łez i euforii zalało każdy zakątek kraju" - napisał dziennik "La Nacion". Przed finałem z Francją argentyńskie media zastanawiały się, jak zachowają władze kraju. Na tytuł Argentyna czekała bowiem 36 lat. Na dodatek była to właściwie ostatnia szansa, by ostatni, brakujący i najważniejszy, puchar do kolekcji dołożył następca Diego Armando Maradony - Lionel Messi. Prezydent Argentyny nie sprezetnował święta W Argentynie liczono, że mistrzostwo świata spotka się z takim uznanie, że władze państwa zarządzą poniedziałek dniem wolnym od pracy i sukces nadal będzie świętowany w całym kraju. Przypominano, że po sensacyjnej wygranej Arabii Saudyjskiej właśnie z Argentyną, król zarządził wolne. Po zwycięskim finale doszło do spotkania w siedzibie rządu (Casa Rosada), w którym uczestniczył prezydent Alberto Fernandez. To wzmogło plotki o zarządzeniu wolnego. Tymczasem władze Argentyny nie zdecydowały się na taki ruch. "Pomysł odrzucono" - taką informacje dostał "La Nacion". Jednym z powodów miało być zapewnienie bezpieczeństwa w kraju. Przypomniano też, że po zdobyciu mistrzostwa świata w 1978 roku i 1986 roku Argentyna też nie sprezentowała swoim obywatelom dnia wolnego. Mistrzowie świata do kraju mają wrócić w poniedziałek wieczorem. Wylądują na prywatnym lotnisku, na którym przesiądą się do odkrytego autobusu i ruszą na świętowanie mistrzostwa ulicami Buenos Aires.