Jeśli ktoś chciał obejrzeć sobie mecz mistrzostw świata w Katarze, a nie kupił wcześniej biletów, to wybranie się na spotkanie Japonii z Kostaryką było idealnym pomysłem. Pod stadionem Ahmed Bin Ali można było kupić wejściówki, od handlarzy chyba z całego świata. Taki też był kolorowy tłum futbolowych fanów na tym położonym na skraju pustyni obiekcie. Tylu flag krajów nie uczestniczących w mundialu jeszcze na żadnym stadionie tu nie widziałem. Irak, Bangladesz, Ukraina, Kolumbia - cały świat wybrał się w to słoneczne, nie za gorące jak na Katar, niedzielne popołudnie na stadion położony tuż obok gigantycznego centrum handlowego Qatar Best Mall. Wolnych miejsc nie brakowało. 45-tysięcznik zapełniony był jakichś 80 procentach, choć organizatorzy jak zawsze ogłosili, że na obiekcie jest komplet kibiców. Przewagę na trybunach mieli Japończycy, ale nieznaczną. Jak na tak mały kraj, jak Kostaryka, na wyprawę z dalekiej Ameryki Środkowej zdecydowały się tysiące kolorowo ubranych kibiców. Pięć zmian w składzie Gdy wszyscy już wygodnie się rozsiedli rozpoczął się mecz. Trener Japonii Hajime Moriyasu chyba nie zna reguły, która mówi, że zwycięskiego składu się nie zmienia. W porównaniu z wygranym 2:1 meczem z Niemcami nie zobaczyliśmy w składzie aż pięciu graczy! Być może zwycięstwo nad jednym z faworytów mistrzostw dodało Japończykom pewności siebie i przed kolejnym ciężkim meczem z Hiszpanami część kluczowych graczy mogła sobie odpocząć. Oto wszystkie scenariusze dla Polaków! Mecz z Kostaryką nie był jednak spacerkiem dla Azjatów, którzy rozpoczęli mecz o żywiołowych ataków i agresywnego pressingu już na połowie rywala. W początkowych minutach nie udało im się pokonać Keylora Navasa, głownie dlatego, że nie byli w stanie oddać nawet jednego groźnego strzału. Później coraz groźniej atakowali Latynosi. Kostaryka po klęsce 0:7 z Hiszpanami nie ma już nic do stracenia. Pierwszą naprawdę groźną akcję meczu przeprowadzili gracze w czerwonych koszulkach. W 35. min zza pola karnego uderzał gwiazdor Kostaryki Joel Campbell, ale piłka minęła bramkę bohatera meczu z Niemcami Shuichi Gondy. Rzucili się na nich po przerwie Bramkarza Moriyasu nie zmienił, ale na ławce rezerwowych zostawił takie gwiazdy, jak Takehiro Tomiyasu (Arsenal), Takefusa Kubo (Real Sociedad) czy Takumi Minamino (Monaco). Ta ostrożność wydawała się dziwna. Przecież wygrana nad Kostaryką dawała Japonii niemal pewny awans. Wszyscy oczekiwali więc, że Samuraje zaatakują bardziej zdecydowanie w drugiej połowie. I tak się stało, bo niemal od razu po gwizdku groźną akcję przeprowadził Hidemasa Morita, ale jego strzał obronił Navas. Chwilę później strzelał Wataru Endo, ale jego uderzenie zablokował obrońca. Przewaga Japończyków rosła z każdą minutą. Widać było, że Azjaci chcą za wszelką cenę osiągnąć w Katarze sukces. Przywieźli tu bardzo mocną kadrę z 19 zawodnikami z mocnych lig europejskich. Kostarykanie przez pierwszy kwadrans drugiej połowy byli kompletnie zagubieni. Gol dla Japonii nie chciał jednak paść. W 62. min rzut wolny z 18 m wykonywał Yuki Soma, ale minimalnie chybił. W 69. min wprowadzony chwilę wcześniej Junya Ito przedarł się przez obronę, ale został faulowany centymetry przed linią pola karnego dosłownie na jego środku. I tym razem jednak Japończycy nie potrafili wykorzystać dogodnej okazji, bo strzał z rzutu wolnego trafił prosto w mur. Najgorsza obrona mundialu, która straciła siedem goli z Hiszpanami, tym razem była bardziej "szczelna". Gra toczyła się niemal wyłącznie na połowie Kostaryki, ale Navas pozostawał niepokonany. Japończykom spieszyło się coraz bardziej i grali coraz bardziej chaotycznie. Piłkarze strzelali na bramkę golkipera Paris Saint Germain z kompletnie nieprzygotowanych pozycji, a minuty mijały. W końcu gol pad, ale dla Kostaryki. W 80. min Yeltsin Tejeda przejął za krótko wybitą przez obrońców piłkę. Podał ją do Keyshera Fullera, który technicznym strzałem umieścił ją w okienku bramki Gondy. Sensacja wisiała w po powietrzu. Japończycy nie zamierzali jednak rezygnować marzeń o wygranej. Ich napór trwał, ale Navas bronił bardzo szczęśliwie, tak jak w olbrzymim zamieszaniu w 88. min, kiedy odbił dwie trudne piłki. Ostatnie minuty nie przyniosły zmiany rezultatu. Kostaryka sprawiła dużą sensację. Ze stadionu Ahmed Bin Ali w Ar-Rajjan, Artur Szczepanik