Spirydonow od lat ma problem z Polską i Polakami. Najpierw obrażał siatkarzy i polskich kibiców tego sportu. A zaczęło się od mistrzostw świata w 2014 roku. Przy każdej możliwej okazji prowokuje polskich fanów. Wszystko zaczęło się podczas mistrzostw świata w 2014 roku, gdy w trakcie jednego ze spotkań mierzył w stronę kibiców z wyimaginowanego karabinu maszynowego. Wyzywał też na przykład Andrzeja Wronę. "Od 2014 roku mówię, że Polacy nas nienawidzą i nikt mnie nie słuchał." - twierdził. Wyrzucił koszulkę reprezentacji Polski "Cały naród Polski to szumowiny. Nie mam zamiaru na nich zwracać. To są prawdziwi naziści" - twierdził w 2016 roku. Spirydonow często wykorzystuje wielkiej imprezy sportowe, by atakować Polaków. W tym roku "zasłynął" z tego, że wyrzucił koszulkę reprezentacji Polski do kosza na śmieci. Po ataku Rosji na Ukrainę i ogłoszonej mobilizacji zapewnił, że nie dostał wezwania do wojska i "nie jest szczurem, który ucieka z kraju", po czym wyjechał do... Kataru. Jest bowiem zawodnikiem klubu z Dohy - Al Ahli. Tam na instagram wrzuca filmy z tego, jak przygotowuje się do sezonu w stolicy Kataru. W związku tym, że trwają tam mundial, postanowił na żywo zobaczyć kilka spotkań. Były na meczach Kostaryka - Niemcy i Meksyk - Arabia Saudyjska. Już wtedy żałował, że reprezentacja z Ameryki Południowej nie strzeliła trzeciej bramki. Wtedy wyeliminowałaby Polaków. Przed niedzielnym meczem stwierdził, że na 99 procent wygra Francja, której kibicuje. Na meczu jednak się nie pojawił, tylko oglądał w telewizji. Po bramce dla Francuzów puściły mu nerwy - wrzucił w relację na instagramie filmik, jak Olivier Giroud strzela gola z napisem po polsku, który nie nadaje się do cytowania. Kolejny po bramce Kyliana Mbappe: "Poland go home".