Beiranvand rozpoczął mistrzostwa świata najgorzej jak mógł. Już w pierwszych minutach zderzył się z jednym z zawodników i upadł na ziemię. Widać było od razu, że sytuacja jest poważna. Bramkarz reprezentacji Iranu z całym impetem uderzył twarzą w głowę jednego ze swoich kolegów. Przez kilka minut udzielano mu pomocy medycznej, próbowano zatamować krew, która ciekła mu z nosa. Bramkarz był wyraźnie oszołomiony, jego wzrok wskazywał, że nie do końca wie, co się dzieje. Jednak o dziwo, choć musiał nawet wymienić bluzę, bo poprzednia była zakrwawiona, wrócił do gry. Jednak irański bramkarz bardzo szybko znów położył się na murawie i zasygnalizował zmianę. W jego miejsce wprowadzono Hosseina Hosseiniego. Czytaj także: Meksykanie boją się Lewandowskiego jak ognia Już sam fakt, że wyraźnie nieświadomy Beiranvand wrócił do gry, wywołał spore poruszenie. W brytyjskim "Guardianie" szef organizacji charytatywnej Headway Luke Griggs, zajmującej się urazami mózgu, grzmiał, że nie powinien wrócić na murawę nawet na sekundę. Organizacja ten incydent nazwała "całkowitą hańbą". - Jak się wydaje, to kolejny przypadek, w którym decyzję podjął zawodnik, a nie dział medyczny. Dla protokołu antyurazowego FIFA był to pierwszy test i okazał się skrajną porażką - grzmiał Griggs.