Alicja Wrona-Kutrzepa, Marika Popowicz-Drapała, Patrycja Wyciszkiewicz-Zawadzka i Natalia Kaczmarek w finale sztafety 4x400 metrów na mistrzostwach świata w lekkoatletyce wywalczyły 6. miejsce, zostawiając w tyle trzy inne reprezentacje. Polki dały z siebie wszystko, a szczególnie imponująco spisała się Natalia Kaczmarek, która pobiegła na ostatniej zmianie i wyprowadziła drużynę na 6. pozycję. Po wszystkim sygnalizowała, jak dużo zdrowia ją to kosztowało. "Czuję się fatalnie. Jestem straszliwie zmęczona. Ostatnią prostą kontrolowałam i gdyby Włoszka mnie zaatakowała, to bym oddała. Wiedziałam, że czołowej piątki już nie dogonię, bo tam na zmianach biegały też świetne zawodniczki. Cieszę się z tego szóstego miejsca. Miałyśmy dwa biegi na tym samym, wysokim poziomie" - stwierdziła. Bieg wygrały Holenderki, które dzięki kapitalnej postawie Femke Bol tuż przed metą wyprzedziły prowadzące Jamajki. Sytuacja była tak dynamiczna i niespodziewana, że wywołała zamieszanie na antenie TVP. Sensacyjny Polak trzecim rzutem zrobił wielką nadzieję. Litwin był bezwzględny Holenderki wygrały sztafetę 4x400 metrów. W emocjach umknęło to Przemysławowi Babiarzowi Sporo działo się na ostatniej prostej finału sztafety na MŚ w Budapeszcie. Komentujący zawody Przemysław Babiarz tak skupił się na biegu Polek, że... nie zauważył, która z zawodniczek jako pierwsza przekroczyła linię mety. Po tym, jak oświadczył na antenie, że "Jamajki biegną po złoto" i że "po ośmiu latach to one będą najlepsze" zdawał się uznać, że sprawa wygranej jest już przesądzona. Umknęło mu najważniejsze. "Mamy 6. miejsce! Jamajka pierwsza..." - mówił dziennikarz. Z pomocą przyszedł mu współkomentujący turniej Sebastian Chmara. "Nie Jamajka, a Holandia" - poprawił kolegę. Babiarz od razu przyznał się do błędu i wyjaśnił, w czym rzecz. "To nic. Polki szóste" - uspokoił go Chmara. I podsumował zwrot akcji, który wydarzył się na końcu sztafety. "Holenderki na finiszu zrobiły cuda. Femke Bol obroniła honor Holandii" - zakończył. To był ostatni start polskiego mistrza. Straszliwa trauma ciągnie się do dziś