Występ Kamila Burego jest najlepszym startem polskiego biegacza od mistrzostw świata w Lahti w 2017 roku, kiedy to Maciej Staręga zajął ósme miejsce w sprincie techniką dowolną. Do tej pory biegacz z Istebnej był najwyżej w Pucharze Świata na 16. miejscu. Przed sezonem zapowiadał jednak, że celem jest czołowa "20" MŚ. I słowa dotrzymał. Niesamowita moc Polaka Bury był blisko tego, by wystąpić w półfinale. Polak zaryzykował i na ostatnim podbiegu przypuścił atak. - Nie wiem, skąd znalazła się siła na ten podbieg. Na finiszu jednak nie miałem szans z takimi koniami. Tak szkoda, że zabrakło mi sił na finiszu. Jestem jednak szczęśliwy, bo na te MŚ jechałem z takim zamiarem. Wiedziałem, że stać mnie na "15", a jednak półfinał był blisko - powiedział Bury w rozmowie z Interia Sport. Wielki szacunek dla naszego biegacza, bo warunki nie rozpieszczały. Było bowiem bardzo miękko. - Wolę, kiedy jest twardo i mogę pokazać swoją moc. Szczególnie na pchaniu. Tutaj musiałem oszczędzać siłę na dystansie, a atak przypuściłem w końcówce. Sam byłem zaskoczony pokazem mocy - opowiadał 27-latek. W niedzielę w Planicy odbędzie się sprint drużynowy i przed nim trener Lukas Bauer ma zgryz. Jest bowiem trzech kandydatów do startu, a wystawić może dwóch. - Nie chciałbym być teraz w skórze trenera - powiedział Kamil Bury. Tak naprawdę, jakiego składu by nie wystawił, to jest szansa na dobry wynik. Z Planicy - Tomasz Kalemba, Interia Sport