W pierwszej serii konkursowej Aleksander Zniszczoł skoczył tylko 122 metry, ale w trudnych warunkach. Polska spadła wówczas na piąte miejsce, a co gorsza, strata Biało-Czerwonych do podium urosła do kilkunastu punktów. Wydawało się, że to, co spotkało Zniszczoła, może go podłamać. Tymczasem wiślanin błysnął w drugiej serii i oddał naprawdę bardzo dobry skok. Tym razem miał nieco lepsze warunki, ale wciąż wiało w plecy, a to przy technice Polaka jest zawsze kłopotem. Aleksander Zniszczoł zadowolony ze swoich skoków. "Zabrakło szczęścia" Po konkursie drużynowym Zniszczoł nie miał poczucia, jakby to z jego powodu Biało-Czerwoni nie wywalczyli medalu. I chyba słusznie, bo z pewnością zdecydowanie więcej można się było spodziewać po Piotrze Żyle. Ten jednak od kilku dni miał problemy. - W pierwszej serii nie skoczyłem zbyt daleko, ale miałem też trudne warunki. Zabrakło powietrza w drugiej fazie lotu. Zabrakło szczęścia, które jest tak potrzebne w sporcie. Moje skoki były bardzo dobre i jestem z nich zadowolony. Z takim poczuciem kończę ten dzień. Tak naprawdę oba skoki były niemal identyczne, tylko w różnych warunkach - mówił Aleksander Zniszczoł. - Ten drugi skok był jednym z lepszych w Planicy. To wszystko było jednak za mało, bo konkurs stał na naprawdę wysokim poziomie. Jeszcze przed nim wiedzieliśmy, że walka o medal będzie bardzo zacięta. Nie można się było pomylić. Nie ukrywam, że wysoka stawka mnie nie paraliżowała. Nie było stresu - dodał. Udane mistrzostwa 29-latka Dla Zniszczoła to były udane mistrzostwa świata. Po raz pierwszy w karierze wystąpił w serii finałowej zarówno na normalnej, jak i dużej skoczni. Na tej pierwszej był w "20", ci na pewno jest dużym sukcesem tego zawodnika. W konkursie drużynowym stanął przed szansą życia, bo w jednej ekipie wystąpił z gwiazdami tego sportu. Szansa na medal przeszła mu jednak koło nosa. Z Planicy - Tomasz Kalemba, Interia Sport