Przed mistrzostwami świata w narciarstwie klasycznym w Planicy zastanawialiśmy się, czy uda się przywieźć Polakom z Planicy choć jeden medal. Liczyć trzeba było głównie na skoczków, bo od zakończenia kariery przez Justynę Kowalczyk, w biegach nie ma na to szans. Przed MŚ Biało-Czerwoni przejawiali oznaki kryzysu. Były więc powody do zmartwień. Choć mistrzostwa świata w Planicy rozpoczęły się dla naszej reprezentacji fatalnie, to jednak ostateczny bilans jest naprawdę zadowalający. MŚ Planica 2023. Ta informacja zmroziła krew w żyłach Już pierwszego dnia MŚ pojawiła się informacja, która zmroziła krew w żyłach wszystkich kibiców. Okazało się, że urazu pleców - i to poważnego - nabawił się Dawid Kubacki. Wydawało się, że wicelider Pucharu Świata w skokach narciarskich może w Planicy w ogóle nie wystąpić. Lekarz Aleksander Winiarski i fizjoterapeuta Łukasz Gębala robili, co mogli. Trener Thomas Thurnbichler uruchomił wszelkie kontakty w Austrii, bo tam mieszkali Polacy. Dzięki temu Kubacki trafił do specjalisty, od którego mógł już wyjść o własnych nogach. Ostatecznie wystąpił nawet w pierwszym konkursie na normalnej skoczni. Mimo tak wielkich problemów walczył o medal. Do niego Kubackiemu zabrakło zaledwie pół metra. Wszystkich zaskoczył - po raz drugi z rzędu - Piotr Żyła. Przed dwoma laty w Oberstdorfie treningi nie wskazywały na to, by miał walczyć o złoto. Teraz w treningach był najlepszym z Polaków. Nikt chyba jednak nie przypuszczał, że będzie w stanie obronić tytuł mistrza świata. Ta sztuka do tej pory udała się tylko raz w historii. Dokonał tego Adam Małysz 20 lat temu. Na miejscu wyglądało to tak, jakby Żyła kumulował całą energię z sezonu tylko na ten jeden konkurs. Po zawodach wszystko w nim pękło. Były dzikie okrzyki radości, ale były też łzy. To wszystko jednak tak go wyczerpało, że nie był w stanie zmobilizować się już na rywalizację na dużej skoczni. Do tego doszła choroba. Polscy pechowcy Chory startował też Kubacki. To bez dwóch zdań był jeden z największych pechowców polskiej reprezentacji na MŚ. Najpierw zmagał się z poważnym urazem pleców, a kiedy już się z tym uporał, to pojawiło się przeziębienie. W dni konkursowe na dużej skoczni skoczek z Szaflar skakał z gorączką. W konkursie indywidualnym - mimo tych problemów - sięgnął po brązowy medal. W rywalizacji drużynowej zajął wraz z kolegami czwarte miejsce. Może gdyby nie osłabienie spowodowane chorobą, to dałby radę w ostatnim skoku w konkursie drużynowym. Trener Thurnbichler zagrał va banque, widząc jeszcze szansę na medal dla naszej drużyny i obniżył Kubackiemu belkę o dwa stopnie. Niestety nasz zawodnik nie osiągnął 95 procent HS skoczni (138 m), czyli 131 m i tym samym nie zyskał dodatkowych punktów za belkę. Jednym z największych pechowców polskiej ekipy był też Kamil Stoch. Nasz skoczek odrodził się jak Feniks z popiołów. Przecież na początku lutego przepadł w kwalifikacjach zawodów Pucharu Świata w Willingen. Został wycofany ze startów. Wszystko po to, by zbudować formę na MŚ. I to się udało. Zabrakło jednak tym razem szczęścia. Na normalnej skoczni Stoch był szósty, ale podium przegrał o metr. Na dużej skoczni był czwarty zarówno w konkursie indywidualnym, jak i drużynowym. Tym samym po raz pierwszy od MŚ w Oslo w 2011 roku wrócił bez medalu MŚ. Skoro jesteśmy przy pechowcach, to warto wspomnieć też o Macieju Starędze. Nasz biegacz zbudował solidną formę na mistrzostwa świata. W sprincie techniką klasyczną biegał w tym sezonie, jak nigdy dotąd. W MŚ chciał powalczyć o finał. Marzenia jednak prysły po kilkuset metrach eliminacji. 33-latek złamał kij. Stało się to na oczach trenera Lukasa Bauera, który pospieszył z pomocą, ale sam się przewrócił. Wyglądało to komicznie, ale też sprawiło, że Staręga stracił wszelkie szanse na to, by powalczyć o dobry rezultat. Kilka dni później odkuł się jednak. Razem z Dominikiem Burym bardzo dobrze radził sobie w sprincie drużynowym techniką dowolną. Polacy w eliminacjach zajęli czwarte miejsce, dając nadzieję na walkę o czołowe lokaty. Skończyło się na ósmej pozycji. To był najlepszy wynik polskich biegaczy od MŚ w Lahti w 2017 roku. Kamil Bury pokazał moc. Najlepsza Polka... spoza kadry Petarda! - tak występ Kamila Burego w sprincie "klasykiem" ocenił trener Bauer. U tego szkoleniowca 27-latek zrobił gigantyczny postęp. Niewiele zabrakło, a Bury awansowałby do półfinału. W ćwierćfinale przypuścił atak, jakiego nie powstydziliby się najlepsi zawodnicy na świecie. Pokazał, że też drzemie w nim niesamowita moc. To było szaleństwo, ale też jedyna szansa na to, by nie walczyć na finiszu z nieco mocniejszymi jeszcze biegaczami. Ostatecznie manewr nie powiódł się, ale Bury pozostawił po sobie bardzo dobre wrażenie. Zawody ukończył na 15. pozycji. W kobiecych biegach - dość niespodziewanie - najlepszą naszą zawodniczką była Weronika Kaleta. 23-latka na co dzień trenuje poza kadrą, a powołanie na mistrzostwa świata w Planicy otrzymała w ostatniej chwili. Przed poprzednim sezonem z kadry skreślił ją trener Bauer. Z powodu problemów z komunikacją, zawodniczka dowiedziała się o tym z... Instagrama Polskiego Związku Narciarskiego, na którym ogłoszono kadry. Trener dostrzegł jednak potencjał zawodniczki i docenił jej wyniki. Powołał na MŚ, a Kaleta odwdzięczyła się dobrymi startami. W sprincie "klasykiem" była 25., a w sprincie drużynowym "łyżwą" - razem z Izabelą Marcisz, zajęła dziewiąte miejsce. Środkowy palec Niemki i odrzucony protest Polaków Ta ostatnia w sprincie indywidualnym zajęła początkowo 23. miejsce, ale została zdyskwalifikowana za spowodowanie upadku Niemki Viktorii Carl. Polacy się odwołali, ale jury nie zmieniło decyzji. Dlatego Marcisz spadła na 30. miejsce. Można było jeszcze odwoływać się od tej decyzji, ale niestety nasz sztab nie dysponował filmem dobrej jakości. Dotarł do niego już po czasie. Mimo tego trener Bauer wysłało pismo do FIS, tyle że to pozostało bez odpowiedzi. Po biegu w sprincie Niemka pokazała na mecie naszej zawodniczce środkowy palec. To było fatalne zachowanie, tym bardziej że na filmach widać, że Polka nie zawiniła, a to był tylko "incydent wyścigowy". Po kilku dniach Carl przeprosiła naszą zawodniczkę w rozmowie z Michałem Chmielewskim, dziennikarzem TVP Sport.- Medialnie Victoria Carl przeprosiła, ale nie miałyśmy okazji spotkać się twarzą w twarz. Dobrze, że chociaż w mediach odpowiedziała na swoje zachowanie - powiedziała Marcisz w rozmowie z Interia Sport. MŚ Planica 2023. Wielcy przegrani polskiej kadry Wielkimi przegranymi polskiej kadry w Planicy są na pewno skoczkinie narciarskie. Polki nie awansowały do serii finałowej konkursu drużynowego. Skłócona drużyna zrobiła wielki krok w tył w ostatnich czterech latach. Sytuacji nie poprawiło nawet 23. miejsce Kingi Rajdy na dużej skoczni, co było wyrównaniem najlepszego wyniku polskiej zawodniczki w historii MŚ. Jakby tego było mało, to po konkursie Rajda ogłosiła zakończenie kariery, a w rozmowie z dziennikarzami wylała wszystkie swoje żale. Wygląda na to, że kobiece skoki w Polsce trzeba będzie budować od początku. Wielka szkoda, że Polski Związek Narciarski przespał wiele lat temu, kiedy ta konkurencja wchodziła do programu MŚ. Przez to ciągle nasze zawodniczki dzieli do świata dystans co najmniej 10 lat. Nie wiadomo po co na MŚ do Planicy pojechał Andrzej Szczechowicz. Nasz jedynak w kombinacji norweskiej spisywał się niesamowicie słabo. Ten sezon w jego wykonaniu trzeba spisać na straty. Wielki zawodów sprawiła też w biegach narciarskich Monika Skinder. Młoda Polka, medalistka mistrzostw świata juniorów i młodzieżowców, przepadła w kwalifikacjach sprintu. W sprincie drużynowym straciła miejsce na rzecz Kalety, trenującej poza kadrą. - Muszę być cierpliwa. To jest jednak sport. Może po prostu potrzeba mi było takiego upadku i słabego sezonu. Może po czymś takich zacznę iść w górę. Może potrzebowałam takiego dotknięcia głębszej wody - zastanawiała się 21-latka w rozmowie z Interia Sport. Puste trybuny były szokiem. Kompromitacja organizatorów To miały być cudowne mistrzostwa świata. Planica słynie bowiem z niesamowitych kibiców, którzy dają prawdziwy pokaz w czasie Pucharu Świata w lotach narciarskich na Letalnicy. Tym razem jednak Planica robiła przykre wrażenie. Piękna dolina bardziej przypominała plac budowy z kontenerami i namiotami zainstalowanymi na potrzeby MŚ. Do tego trybuny świeciły pustkami. To był szok. Nie można jednak winić fanów. Niecałe 100 euro za bilet na miejsce siedzące i do 64 euro na miejsce stojące to były ceny z kosmosu. Na loty ceny oscylują w granicach 30 euro. Jeszcze kilka miesięcy temu organizatorzy szacowali, że na trybunach pojawi się w czasie MŚ około 250 tysięcy kibiców. Tuż przed rozpoczęciem imprezy, kiedy było wiadomo, że bilety nie zeszły, mówiono o 100 tysiącach. Skończyło się na liczbie około 70 tysięcy. Gdyby nie sukcesy słoweńskich skoczków w ostatniej chwili, to frekwencja byłaby jeszcze gorsza. Jednym słowem kompromitacja. Wpadka za wpadką. Polak zmienił wyniki MŚ Zresztą nie była to jedyna wpadka. Kolejną było przeniesienie ceremonii medalowej skoczków narciarskich z niedzieli na środę. Jakby tego było mało, Piotr Żyła złoty medal odbierał nie między godz. 20.23 a 21.00, jak to było planowane w niedzielę, a dopiero po godz. 22.00 w środę. Na ceremonii Polaka były pustki w centrum Kranjskiej Gory. Na szczęście medale słoweńskich skoczków sprawiły, że plac i uliczki w mieście zapełniły się kibicami. Przynajmniej na koniec można było poczuć atmosferę MŚ, a nie podrzędnych zawodów. Niewiele zabrakło do wielkiego skandalu na skoczni. Polski statystyk Tomasz Golik zauważył, że w konkursie kobiet na dużej skoczni zastosowano złe przeliczniki za belkę. Polscy dziennikarze na miejscu poinformowali o tym Międzynarodową Federację Narciarską (FIS). Wyniki zmieniono po 24 godzinach. Poprawiono także - po trzech dniach - rezultaty kwalifikacji. Szczęście, że były to zmiany kosmetyczne, które nie wpłynęły za bardzo na ostateczną kolejność. W ten sposób uniknięto olbrzymiej kompromitacji, jaką byłaby ponowna ceremonia medalowa. W czasie MŚ doszło jednak do... "afery medalowej". Norweski kombinator Joergen Graabak - który wraz z kolegami zdobył tytuł mistrzowski w drużynie - skarżył się, że jego medal rozpadł się już w czasie dekoracji. Dodał, że jest on wątpliwej jakości, a takich przypadków może być zdecydowanie więcej. FIS musiała zareagować w tej sprawie i wystosowała przeprosiny za zaistniałą sytuację.