Można powiedzieć, że Szczepan Kupczak był trenerem kadry trochę z łapanki. Początkowo Adam Małysz, który ubiegłej zimy pełnił rolę dyrektora ds. skoków narciarskich w PZN, szukał zagranicznego trenera. Został jednak powstrzymany, bo okazało się, że być może nie będzie do kogo ściągać takiego szkoleniowca i to za jeszcze znacznie wyższą pensję. Kiedy jednak okazało się, że nasze panie wyraziły chęć dalszego trenowania, było już za późno na takie ruchy. Propozycję objęcia kadry dostał m.in. Stefan Hula, ale on w to nie wszedł. Padło zatem na Kupczaka, który wciąż był czynnym zawodnikiem w kombinacji norweskiej, ale nosił się zamiarem zakończenia kariery, co zresztą uczynił. Szczepan Kupczak: nie żałuję, bo wiele się nauczyłem - Nie żałuję, że przejąłem kadrę kobiet. Podjąłem się tego wyzwania, bo liczyłem na to, że wprowadzę do tej drużyny coś nowego i dziewczyny będą się mogły czegoś ode mnie nauczyć, a ja z kolei zyskam cenne doświadczenie. I rzeczywiście wiele się przez ten sezon nauczyłem. O to chodzi. Gdyby nie podjął rękawicy, to niczego bym się nie nauczył, a lubię trudne wyzwania. Nawet kiedy trenowałem kombinację norweską, to wiedziałem, że przy moich możliwościach szansę na sukces są niewielkie, ale pracowałem. I to chciałem przekazać dziewczynom, że droga do celu jest kręta i długa - powiedział Kupczak. Grupa naszych skoczkiń odstaje sportowo od reszty świata, ale wydaje się też, że wszystkie nasze panie chciałyby odnosić sukcesu już. Tak, jakby to nie był proces, który musi trwać. Trener kadry wskazał, czego brakuje tej drużynie - Tej grupie brakuje przede wszystkim spokoju i zaufania w to, co się robi. Dążąc do czegoś, trzeba przejść pewną drogę. Tu efekty nie przyjdą z dnia na dzień. Na wszystko trzeba zapracować. I na wszystko potrzeba czasu - analizował Kupczak. Trener kadry kobiet już na samym początku pracy zderzył się z nową rzeczywistością. Zawodniczki nagle zaczęły wracać do swoich trenerów, wycofując się z pracy z głównym szkoleniowcem. To na dłuższą metę nie mogło przynieść innych efektów, niż te, jakie widzieliśmy w Planicy. - Sam kiedy byłem zawodnikiem, też próbowałem czegoś takiego, ale z doświadczenia wiem, że to nie działa na dłuższą metę. Nie tędy droga. Można się zapytać i doradzić, ale to działa tylko przez chwilę - mówił Kupczak. Zapytany o swoją przyszłość, odparł: - Zobaczymy. Jeszcze się nad tym nie zastanawiałem. Teraz mam mnóstwo pracy w Planicy. Liczę się jednak z tym, że będą zmiany. Szczepan Kupczak broni swoich decyzji Przez cały sezon mieliśmy problem z tym, by znaleźć dwie dobre zawodniczki, a jednak na mistrzostwa świata pojechały... cztery. Adam Małysz, prezes Polskiego Związku Narciarskiego, mówił, że zaufał w tej kwestii trenerom, bo ci przekonywali, że jest szansa walki o ósemkę w konkursie drużynowym. - I taka szansa była. Podtrzymuję to, że bylibyśmy w stanie walczyć o ósemkę. Warunkiem były tylko jednak dobre skoki wszystkich zawodniczek. Tego zabrakło w tym konkursie. Na treningach pokazywały się czasami z lepszej strony. Dlatego liczyłem na to, że jeśli się wstrzelimy, to jest szansa na ósemkę - przyznał trener kadry kobiet. W piątek jednak, kiedy był dzień treningowy na skoczni, nie wszystkie nasze panie skakały. Konderla ma kłopoty z piszczelami, więc pewnie to był powód. Anna Twardosz jednak nie ma takich problemów, a jednak na skoczni się nie pojawiła. - Ania miała po prostu tak rozpisany plan treningowy. Uznaliśmy, że nie potrzebuje skoków, bo te są stabilne - bronił decyzji Kupczak. Z Planicy Tomasz Kalemba, Interia Sport