Trwający sezon jest dla Pinkelnik wyjątkowo udany, Austriaczka zmierza bowiem po pierwszą w karierze Kryształową Kulę. Na 21 konkursów w aż 17 stawała na podium, a 6 z nich zakończyło się jej zwycięstwem. To sprawia, że przed ostatnią fazą sezonu ma 280 punktów przewagi nad drugą Kathariną Althaus i tylko kataklizm mógłby jej odebrać końcowe zwycięstwo. MŚ Planica 2023. Dramat Evy Pinkelnig. Pojawiły się łzy 34-latka bardzo mocno nastawiała się także na tegoroczne mistrzostwa świata. Predestynowała ją do tego oczywiście tegoroczna forma, ale motywacją była z pewnością też spora chęć zdobycia pierwszego złotego medalu. W Seefeld wywalczyła dwa srebrne medale w drużynie, w Planicy miała dodać do swojego dorobku ten najważniejszy z krążków. Blisko była tego w rywalizacji na skoczni normalnej, gdzie w drugiej serii skoczyła 100 metrów (najdalej ze wszystkich zawodniczek), ale ostatecznie nie udało jej się odrobić strat do Althaus, która wyprzedziła ją o 2,2 pkt. Zdecydowanie gorzej było jednak w konkursie na dużej skoczni. Tam Pinkelnig nie liczyła się w walce o medale, zajmując 6. miejsce. Na osłodę został jej jeszcze srebrny medal wywalczony w drużynie, to nie zmieniło jednak faktu, że z Planicy wyjeżdzała podłamana. Jak informuje portal "oe24.at", zdecydowała się wyjechać ze Słowenii niemal od razu po nieudanym konkursie, by udać się w nocną podróż do oddalonego o 600 kilometrów rodzinnego Vorarlbergu. Jak informują austriaccy dziennikarze, przed wyjazdem na długo zamknęła się w swoim hotelowym pokoju i płakała. Do wielkiej presji nałożonej na Pinkelnig odniósł się także trener austriackich skoczkiń, Harald Rodlauer. - Oczekiwania były bardzo wysokie. Przyjeżdżasz jako lider Pucharu Świata, jesteś na czele Pucharu Narodów - wszyscy oczekują medali. Ale mogło też pójść w drugą stronę. Eva miała nerwy pod kontrolą, wróciła do domu z dwoma medalami - stwierdził.