Piotr Żyła już w treningach pokazywał, że jest w wysokiej dyspozycji. Był najlepszym z Polaków i w żadnej serii nie lądował poza "10". Aż do pierwszej serii w konkursie, bo w po niej był 13. W rozmowie z dziennikarzami wiślanin mówił o tym, że miał plan na MŚ w Planicy i zrealizował go. Opowiedział też o tym, jak wprowadził się w stan, który pozwolił mu zapomnieć o całym świecie. Piotr Żyła: zrobiłem niesamowitą robotę i odleciałem Wielkie emocje były w panu. Okrzyki niosły się chyba po całej Planicy? - Tak już mam. Miałem swój plan na ten konkurs. Treningi szły spokojnie. Poddenerwowałem się trochę po kwalifikacjach. Po nich zrobiłem decydującą robotę do zawodów. To był po prostu mój dzień, choć po pierwszej serii pomyślałem sobie, że trudno i zostaje mi już tylko duża skocznia. Plan się posypał. W drugiej serii zrobiłem jednak niesamowitą robotę. I odleciałem. Był płacz. Często to się panu zdarza? - Trudno jest to opisać. Mój organizm był przygotowany na to, by dać z siebie wszystko. Tak naprawdę to chciało mi się już płakać po serii próbnej (Piotr Żyła był w niej najlepszy - przyp. TK). Na takiej fazie byłem. Czułem dużą energię, ale też spokój. To wszystko potem jednak puszcza. Pewnie jak siądę, to zasnę, choć po takim sukcesie nie czas jeszcze na sen. Noc jest długa (śmiech). W niedzielę startuje pan w konkursie drużyn mieszanych. - Aj tam mikst. W Oberstdrofie po tym, jak zdobyłem pierwsze złoto, powiedziałem, że nie będę popełniał tego błędu, ale chyba znowu go popełnię (śmiech). Nasz mistrz wszedł do swojego świata To kolejny raz kiedy udało się panu wejść w swój świat. Jak się do niego wchodzi? - Ciężko się do niego dostać. Mam jednak drastyczne sposoby na to, by tam się dostać. Co pan zatem robi? - Gram na gitarze. I tylko tyle? - Tak, ale to nie jest zwykłe granie. Już nie mogę, a dalej gram. Dostaję wtedy takiego kopa, jakbym wypił ze dwa piwa. Potem następuje u mnie wzrost energetyczny. Jak się pan wtedy czuje? - Tak, jakby nic nie było dokoła mnie. Jestem tylko ja i nic innego mnie nie interesuje. Co pan grał na gitarze? - O jejku, czego ja nie grałem. Z gitarą nie rozstawałem się do północy. Potem chwilę się zdrzemnąłem, ale obudziłem się i dalej grałem. Nic z tego, co grałem, nie lubię, bo tak mnie już od tego grania palce bolały. Tak narodził się plan na mistrzostwa Przydał się wypoczynek po konkursach w Lake Placid? - I to bardzo. Niesamowicie odpocząłem. Wtedy narodził się w mojej głowie plan na te mistrzostwa. Pomyślałem sobie, a czemu nie zrobić tego znowu! Atakował pan w konkursie z 13. pozycji. Kiedy poczuł pan, że może wygrać? - Nie wiem. Do mnie w ogóle nie docierało, co się dzieje. Zrobiłem swoją robotę na sto procent i dostałem zastrzyk adrenaliny. Było mi wszystko jedno. Po prostu cieszyłem się z dobrze wykonanej pracy. Za chwilę jednak patrzyłem, jak kolejni zawodnicy skakali bliżej ode mnie. Po chwili byłem już medalistą. Nie mogłem w to uwierzyć. Za moment powiedzieli mi, że wygrałem. I wtedy odcięło mnie całkiem. Przed panem w historii skoków tylko Adam Małysz obronił tytuł na normalnej skoczni. - I Adam popędził do mnie z gratulacjami. Nie wierzyłem, że w ogóle można obronić tytuł. Nikt trzy razy z rzędu nie był mistrzem świata. - W takim razie jeszcze dwa lata muszę skakać. Mam dużo energii i jak nią dobrze gospodaruje, to udaje się trafiać w fajne piki. I to jest dla mnie ważne. Pobił pan rekord skoczni przy tym wszystkim. Ilu skoczni jest pan rekordzistą? - Chyba tylko tej. Teraz po tym sukcesie można powiedzieć, że zmiana trenera to był dobry krok? - Tak. Potrzebowaliśmy nowej energii. Pojawiła się motywacja i chęci do pracy. Tak jest jednak zawsze po gorszym sezonie. W Planicy - rozmawiał Tomasz Kalemba, Interia Sport Skomentuj sukces Piotra Żyły!