- Czwarte miejsce jest zawsze lepsze od piątego czy szóstego. Było bardzo blisko podium. Każdy z nas dał z siebie, ile mógł. Robiliśmy, co mogliśmy, by zdobyć medal. Zabrakło niewiele - powiedział Kamil Stoch. Polska do podium straciła 10,3 pkt. Tyle Biało-Czerwoni przegrali z Austriakami. Mistrzami świata zostali, pierwszy raz w historii, Słoweńcy. Drugą lokatę wywalczyli Austriacy. Kamil Stoch: dzięki temu inne zespoły budowały nad nami przewagę - Zabrakło nam chyba trochę szczęścia. W sobotę warunki były o wiele łatwiejsze niż w piątek. Na takiej skoczni, jeśli ma się odrobinę lepsze warunki, to od razu przekłada się to na wiele metrów różnicy. Dzięki temu inne zespoły budowały nad nami przewagę. Nie chcę jednak wszystkiego zrzucać na warunki. Te zawody były na naprawdę bardzo wysokim poziomie - mówił Stoch. Już piątkowy konkurs indywidualny zapowiadał wielkie emocje w rywalizacji drużynowej. Wiadomo było, że o medale bić się będzie pięć drużyn, a różnice nie będą duże. I tak się stało. - Dla kibiców te zawody to była gratka. Cieszę się, że mogłem brać udział w tym spektaklu i do tego grać pierwszoplanową rolę - przyznał. Solidny fundament Kamila Stocha Stoch oddał w konkursie drużynowym dwa bardzo dobre skoki. Zresztą na dużej skoczni wyraźnie się odbudował. - Przez dwa tygodnie spędzone w Planicy zbudowałem solidny fundament, który pozwoli mi na kontynuowanie dobrej pracy. Być może to dobra baza przez Raw Air - zakończył 35-latek. Stoch przed mistrzostwami świata w Planicy został wycofany z zawodów Pucharu Świata. W Słowenii spisywał się jednak bardzo dobrze. Na normalnej skoczni był szósty, a do medalu zabrakło metra. Na dużej skoczni zajął czwarte miejsce. Powtórzył się zatem scenariusz z zimowych igrzysk olimpijskich w Pekinie. Z Planicy - Tomasz Kalemba, Interia Sport