Polscy skoczkowie napisali kolejną, wielką historię. Ona trwa już od ponad dwóch dekad. Wszystko zaczęło się od Adama Małysza, a potem przyszli kolejni mistrzowie: Kamil Stoch, Dawid Kubacki i Piotr Żyła. Ten ostatni dokonał sztuki, jaka do tej pory udała się w historii skoków narciarskich tylko Adamowi Małyszowi. Obronił tytuł mistrza świata na normalnej skoczni. I uczynił w to sposób, który pozwala nazywać go kosmitą. To był atakjak z innej galaktyki, bo z 13. pozycji. Atak "z innej galaktyki" Przed czterema laty jeszcze większy skok po złoto wykonał Dawid Kubacki, bo wówczas był 27. Tyle że wtedy do gry włączyły się warunki. Teraz było inaczej. Żyła odkąd tylko pojawił się na skoczni, był we własnym świecie. Wszyscy dookoła podkreślali, że jest w takim stanie, w którym nie widzi nic i nikogo. Najlepiej było się nie zbliżać. Wiślanin już w serii próbnej pokazał, że będzie walczył o zwycięstwo. Taki zresztą miał plan. Po tym pierwszym skoku był w takim stanie, że chciało mu się płakać. Niestety plan na złoto delikatnie się posypał po pierwszej serii konkursowej. Żyła - jak później przyznał - nie dowierzał, że jest poza "10". Wydawało się, że konkurs jest spisany na straty, ale on zaatakował ze zdwojoną siłą. To był niesamowity skok. Nikt nawet nie był w stanie zbliżyć się do takiej odległości, jaką osiągnął 36-latek. 105 metrów - to był nowy rekord skoczni! Żyła jak tylko wylądował, zaczął krzyczeć. I tak krzyczał już ciągle w miejscu dla lidera konkursu. Z czasem krzyk zastąpiły łzy. Najpierw okazało się, że ma medal, a zaraz potem, że jest mistrzem świata. Po raz drugi z rzędu. Znowu wszystkich zaskoczył! Radości w polskim obozie nie było końca. Zresztą w gronie dziennikarzy też. Mało kto mógł uwierzyć w to, co się stało. Niewiele zabrakło, bo niespełna pół metra, by ta historia była jeszcze piękniejsza. Tyle do medalu zabrało Dawidowi Kubackiemu, który jeszcze trzy dni temu był jak z krzyża zdjęty. Nie mógł zrobić kroku, a w sobotę walczył o medal. Polacy w Planicy po raz kolejny przekroczyli granice! Po sukcesie Żyła długo maszerował przez strefę wywiadów. Niemal w każdym miejscu musiał wydać z siebie okrzyk radości. Na konferencji prasowej miał już lekko zdarte gardło. Paradował na niej z puszką piwa, bo wciąż nie mógł oddać moczu do kontroli dopingowej. - Nie spieszy mi się. Dopóki dają piwo to tutaj posiedzę - śmiał się Żyła. Konkurs zakończył się o godz. 19.09. Po ponad dwóch godzinach wiślanin popędził do Austrii, bo tam mieszka nasza kadra. Teraz czeka wszystkich wieczór w szampańskich nastrojach, bo naprawdę jest co świętować. To pierwszy wielki sukces trenera Thomasa Thurnbichlera. - Jeżeli chodzi o sportową stronę, to jest najważniejszy moment w moim życiu - powiedział Austriak mocno zachrypniętym głosem. Wcześniej wyściskał się z trenerem Stefanem Horngacherem. On też miał powody do radości, bo jego zawodnicy zdobyli dwa medale. Oczywiście złożył też gratulacje Piotrowi Żyle, bo to on stworzył z niego potwora. To dzięki Stefanowi nasz mistrz zaczął grać na gitarze. W noc poprzedzającą konkurs grał i grał. Zasypiał i budził się w środku nocy po to, by grać. Aż bolały go palce. Tak jednak znalazł drogę do swojego świata. W nim czuje się najlepiej. Stan, w jaki się wprowadza, jest naprawdę mistrzowski. Skomentuj sukces Piotra Żyły!