Stoch w obecnym sezonie długo się "rozkręcał". Zaczął go bez błysku - od 10. miejsca na inaugurację w Wiśle oraz pechowej dyskwalifikacji w kwalifikacjach dzień później. Z czasem jednak zdawał się swoimi wynikami zbliżać się do ścisłej czołówki, a w Sapporo otarł się nawet o podium, zajmując czwarte miejsce. Niestety, później w formie naszego mistrza coś się rozsypało. W Bad Mitterndorf zajmował lokaty w drugiej dziesiątce, a w Willingen pierwszego dnia był dopiero 25., zaś kolejnego... nie przebrnął kwalifikacji. Podjęto decyzję o wycofaniu Stocha z rywalizacji w konkursach w Lake Placid oraz Rasnovie, co miało dać mu szansę na złapanie oddechu i spokojny trening przed mistrzostwami świata. Kapitalny lot Kamila Stocha. Jeśli poprawi styl... Piątkowe kwalifikacje pokazały, że wykonana praca daje świetny efekt. 35-latek skoczył daleko - aż 99,5 metra i zajął 11. miejsce. Co ważne, miał jak na siebie bardzo niskie noty, między 16,5 a 18 punktów. Łącznie dało to za styl zaledwie 52,5 punktu. Gdyby spisał się pod tym kątem nieco lepiej, z pewnością byłby w czołowej "10", być może nawet wyprzedziłby ósmego Dawida Kubackiego. Stoch problem dostrzegł sam, o czym mówił przed kamerą "Eurosportu". - komentował swój skok, dodając jednak, że był on "solidny", choć "nieco spóźniony". - Jest jakaś rezerwa - podsumował, co powinno dawać nadzieję na dobry występ w walce o medale. Zawodnik z Zębu ma w dorobku łącznie sześć medali mistrzostw świata. Indywidualnie po złoto sięgnął raz - w 2013 roku, na dużej skoczni w Val di Fiemme. W Lahti (2017) stanął na najwyższym stopniu podium wraz z kolegami z drużyny.