Przeszedłem około kilometra od miejsca, w którym mieszkam, do centrum i po drodze spotkałem ledwie kilkadziesiąt osób. Przy stoiskach z jedzeniem i piciem nie było prawie nikogo. W restauracjach było raczej pusto, choć gdzieniegdzie w oknach pojawiały się jakieś twarze. Pustki, jakich nie było Przyznam szczerze, że odkąd jeżdżę na mistrzostwa świata, a to jest moja ósma impreza, nigdzie nie widziałem takich pustek. Nawet w "pandemicznym Oberstdorfie" w centrum miasta kręciło się więcej osób. Owszem, w dni, kiedy w centrum Kranjskiej Gory odbywają się ceremonie medalowe, kibiców jest znacznie więcej, ale szału też nie ma. Wszystkich odstraszyły przede wszystkim ceny biletów i noclegów. Poza tym Słoweńcy są przyzwyczajeni do tego, że w Planicy odbywają się głównie imprezy w lotach. One przyciągają kibiców, dla których na czas takich zawodów przewidziano masę atrakcji. Z drugiej strony w czasie MŚ również organizatorzy zadbali o to, by fani się nie nudzili, ale najwyraźniej ich oferta nie trafiła w gusta fanów. Ze zdecydowanie mniejszego ruchu w centrum Kranjskiej Gory cieszą się za to ekipy, które zostały ulokowane w hotelach tuż obok uliczek, które są przeznaczone tylko dla ruchu pieszego i na których powinno być tłoczno i gwarno. Między innymi dotyczy to polskiej ekipy w biegach narciarskich. Z Kranjskiej Gory - Tomasz Kalemba, Interia Sport