Kindze Rajdzie nie wiodło się w tym sezonie. Nie spisywała się też dobrze, do tej pory, w mistrzostwach świata w Planicy. W środę jednak przełamała się. Oddała dwa dobre skoki, które pozwoliły jej zająć 23. miejsce. Tak wysoko z Polek w MŚ sklasyfikowana była tylko w 2019 roku w Seefeld Kamila Karpiel, która niedawno zawiesiła swoją karierę. Skoki narciarskie. Kinga Rajda zakończyła karierę Na pani rękawicach pojawił się napis: "Last Dance. Dziękuję Familio!" Co on oznacza? Kinga Rajda: - To podziękowanie dla tych wszystkich osób, które były ze mną przez 12 lat. W szczególności dla Pauliny Węgrzyn-Gębuś i trener Sławka Hankusa. Dla moich rodziców i wszystkich przyjaciół, bo doprowadzili mnie do tego miejsca i pozwolili mi przetrwać. To oznacza koniec przygody ze skokami? - Tak. To oznacza koniec kariery. Kiedy zapadła taka decyzja? - Bardzo długo się już męczyłam. Trzy ostatnie lata to był najgorszy okres w moim życiu. Po zimowych igrzyskach olimpijskich w Pekinie miałam załamanie i nie chciałam wracać. Dałam się jednak namówić. Spróbowałam też innego sportu. Odpoczęła mi głowa i podjęłam jeszcze jedną próbę. Kolejny rok okazał się jednak tak samo fatalny. Jak duże to były problemy? - Nie chce o tym mówić. To są moje problemy, z którymi sobie radzę. Nie czuję się po prostu dobrze psychicznie. Pewnie przez to, jak byłam traktowana i jak wiele było obiecane. Definitywna decyzja, czy zostawia sobie pani furtkę? - Nie chcę za sobą palić mostów. Jestem przekonana na sto procent, że do tego nie wrócę. I to na pewno nie są emocje, bo decyzję podjęłam już dawno. W konkursie na dużej skoczni oddała pani dwa dobre skoki. To wynikało z tego, że skakała już na dużym luzie? - Na pewno to mi pomogło. Wiedziałam, że to jest koniec, więc chciałam się już tylko bawić tymi skokami. "Wtedy wszystko się załamało. Zaczęłam bać się wiatru" Adam Małysz, prezes Polskiego Związku Narciarskiego, zapowiadał, że być może uda się sprowadzić czołowego trenera na świecie. Była zatem szansa, by wszystko poukładać od nowa? - W Seefeld startowałyśmy na dobrym poziomie. Tak zupełnie inaczej skakałyśmy. W mikście to były skoki pod czerwoną linię. Teraz miałyśmy problem z tym, by dolecieć do niebieskiej. Moim zdaniem zatem wyniki z Seefeld nie były napompowane. Każda z nas skakała tam dobrze. Wszystko było w porządku. Popuściła mi tam głowa i kolejne sezony jechałam na petardzie, choć zabrakło mi pomocy z zewnątrz. I wtedy wszystko się załamało. Upadek w Wiśle nie był zatem tym przełomowym momentem, w którym wszystko zaczęło się sypać? - Po tym upadku zaczęłam się bać wiatru. Wcześniej było Ramsau, w którym testowaliśmy sprzęt. Tam pozmieniałam wszystko. Buty i narty. I tam wszystko się posypało. Skłócona kadra. Rajda mówi o tym otwarcie Odchodzi pani z kadry. Ta drużyna była skłócona i podzielona? - Zdecydowanie. Dlatego też podjęłam decyzję o zakończeniu kariery, bo w takich warunkach nie da się pracować. Męczyłam się strasznie przez trzy ostatnie lata. W kadrze byłam od 2015 roku i pojawiło się chyba zmęczenie tym wszystkim, a także psychiczne wypalenie. Nie chcę tracić swojego zdrowia. Straciłam serce do tego sportu. Nie było już we mnie radości. Straciłam nawet ochotę do treningów. Ma pani do kogoś żal? - Tak. Jest żal. I to bardzo duży. Najbardziej chyba do siebie, że nie byłam w stanie zrobić więcej. Co teraz będzie pani robiła? - Zobaczę. Teraz życie. Widzi pani swoją przyszłość w sporcie? - Tak, ale w takim, w którym będę się cieszyła tym, co robię, a nie w takim, w którym muszę walczyć ze wszystkim i ze wszystkimi. Od dziecka jeździłam na nartach, a do tego brat wdraża mnie w kolarstwo. Mam też znajomych, którzy chcą mnie w to wciągnąć. Na pewno będę chciała się trzymać sportów, w których jest mnóstwo adrenaliny. Na razie będę to robiła dla siebie, dla zabawy. W Planicy - rozmawiał Tomasz Kalemba, Interia Sport