Mistrzostwa świata w Planicy rozpoczęły się dla Polski kapitalnie. Piotr Żyła zdobył sensacyjnie złoty medal w konkursie na normalnej skoczni. Choć po pierwszej serii zajmował dopiero 13. miejsce, w finale skoczył aż 105 metrów, ustanawiając nowy rekord obiektu. Ostatecznie nie znalazł pogromcy i obronił tytuł, zdobyty dwa lata wcześniej w Oberstdorfie. Konkurs drużynowy bez medalu Polaków Rywalizacja indywidualna na dużej skoczni przyniosła nam kolejny krążek. Trzecie miejsce zajął Dawid Kubacki, a tuż za jego plecami zmagania zakończył Kamil Stoch. Było to dobrym prognostykiem przed wieńczącym walkę na skoczniach konkursem drużynowym. Niestety, ten nie przyniósł nam medalu. Polska zajęła czwarte miejsce, przegrywając ze Słowenią, Norwegią i Austrią. Walka o podium toczyła się do ostatniego skoku, a trener naszej ekipy, Thomas Thurnbichler zdecydował się zagrać "va banque", obniżając na żądanie belkę przed skokiem Kubackiego. Niestety, nie osiągnął on wymaganej odległości, by doliczyć dodatkowe punkty. Ostatecznie z ojczyzną szkoleniowca przegraliśmy o nieco ponad dziesięć punktów. Pointner diagnozuje problem Polaków. Słusznie? Ostatnie akordy mistrzostw podsumował w tradycyjnym felietonie dla "Tiroler Tageszeitung" Alexander Pointner. Znakomity trener, pod którego batutą Austriacy przez dekadę rządzili na skoczniach świata był surowy dla reprezentantów jego kraju. - przekazał, nawiązując do narzekań skoczków po zmaganiach na normalnej skoczni. Pointner szybko zdiagnozował też problem Polaków. - Brakowało im czwartego, dobrego skoczka - stwierdził. Czy ta teza ma oparcie w notach? Trudno wskazać jednoznaczną odpowiedź. Według nieoficjalnej klasyfikacji indywidualnej najsłabszym z "naszych" był w sobotę Aleksander Zniszczoł, który miał jednak notę niższą od kolejnego z "Biało-Czerwonych", Piotra Żyły o zaledwie 4,7 punktu. Nie jest to rażąca różnica. Co ciekawe, niższą sumę punktów za dwa skoki miał... jeden z mistrzów świata, Lovro Kos, gorszy o 4,2 punktu.