Sobotnia rywalizacja na skoczni w Planicy zostanie w pamięci kibiców na długo. Piotr Żyła najpierw rozbudził nadzieje fanów, wygrywając dość zdecydowanie serię próbną, by następnie, w pierwszej serii... spisać się przeciętnie i po skoku na 97,5 metra zajmować dopiero 13. pozycję. To, co wydarzyło się w finale przeszło jednak do historii skoków. "Wewiór" w drugiej serii skoczył w znakomitym stylu aż 105 metrów, ustanawiając tym samym rekord skoczni. Co ciekawe, odebrał go... Ukraińcowi, Jewhenowi Marusiakowi, który zaledwie kilkanaście minut wcześniej poszybował na 102. metr. Polak wygodnie rozsiadł się w fotelu lidera, a jak miało się okazać - nie opuścił go do samego końca zawodów. Wygrał je z przewagą 2,6 punktu nad drugim Andreasem Wellingerem i 4,1 nad Karlem Geigerem, który uzupełnił skład podium. Stefan Kraft "spadł" z podium. Austriacy przeliczyli wyniki Gigantyczne rozczarowanie przeżył liderujący po pierwszej serii Stefan Kraft. Austriak, który stał przed wielką szansą na zdobycie czwartego, indywidualnego złota mistrzostw świata (wcześniej wygrywał dwukrotnie w 2017 roku w Lahti oraz w 2021, o Oberstdorfie na dużej skoczni) nie tylko nie utrzymał prowadzenia, ale nawet miejsca na podium, kończąc rywalizację na czwartej pozycji. Pigułka była tym bardziej gorzka, że do Geigera stracił zaledwie 0,4 punktu. - To zdecydowanie najbardziej gorzki moment w historii moich startów w mistrzostwach świata - kwitował gorzko. Zdecydowanie mocniejszych słów użył jego rodak, Michael Hayboeck. - Kilka dziesiątych za trzecim miejscem w konkursie, który z pewnością nie był do końca sprawiedliwy, jest niezasłużone - komentował. Wtórowały mu austriackie media, pisząc między innymi o "wietrznej loterii". Grono niezadowolonych było jednak szersze i obejmowało również Norwegów - Halvor Egner Granerud jeszcze przed konkursem mówił o "parodii", a jego rodak, w przeszłości również znakomity zawodnik, Johan Remen Evensen komentował stwierdził, że "Kiedy wiatr waha się od korzystnego do tego w plecy nie da się rywalizować, gdy trafi się na ten drugi". Austriacy wciąż bardzo mocno przeżywają sobotnie zawody, ale i wcześniejszy, indywidualny konkurs kobiet, który zakończył się wygraną Niemki, Kathariny Alhaus przed... Austriaczką, Evą Pinkelnig. Języczkiem u wagi jest dla nich system przeliczników za wiatr. "Kronen Zeitung" postanowił przeliczyć wyniki konkursu, bez uwzględniania punktów za jego kierunek i siłę oraz zmianę belek startowych. Gdyby nie przeliczniki, Piotr Żyła nie miałby złota I faktycznie, po zerknięciu na protokół FIS łatwo sprawdzić, że po odliczeniu punktów za wiatr (Żyła sumarycznie miał w dwóch skokach dodane 1,5 punktu) Kraft (miał odjęte pięć "oczek") wyprzedziłby Polaka o dokładnie dwa punkty. Dziennikarze dodają jednak, że obecnie nikt nie wyobraża sobie powrotu do ery sprzed przeliczników. Jako główny argument podają wynikające ze zmiennych warunków, przeciągające się zawody, trudne do pokazywania w telewizji. Przytaczają jednak słowa trenera Austriaków, Andreasa Widhoelzla, który stwierdził, że "Jeśli chodzi o rywalizację o medale, należy zadbać o to, aby najlepsi mieli najbardziej jak to możliwe zbliżone warunki". Kolejna odsłona rywalizacji mężczyzn podczas MŚ w Planicy już w czwartek. Wtedy to odbędą się kwalifikacje do konkursu na dużej skoczni. Sama walka o medale planowana jest w piątek, o 17:30. Relacja "na żywo" w Interii.