Partner merytoryczny: Eleven Sports

Wyrzucili Polaka na 24 godziny przed startem mistrzostw świata. Teraz powraca. "Sprawa polityczna"

Rana na sercu jeszcze pozostała, ale te na ciele już dobrze się goją, dlatego Tadeusz Błażusiak podjął decyzję, iż wystartuje w najbliższą sobotę w Gliwicach. Na polskiej ziemi zainaugurowany zostanie cykl mistrzostw świata w superenduro, czyli rywalizacji najlepszych motocyklistów globu. 41-latek rodem z Nowego Targu, od lat mieszkający w Andorze, jest podrażniony także innym faktem - przed rokiem, dosłownie za pięć dwunasta, został wyrzucony z MŚ. Czytelnikom Interii supergwiazdor tego sportu ujawnia kulisy tamtych wydarzeń.

Tadeusz "Taddy" Błażusiak ma na koncie sześć tytułów mistrza świata i pięć triumfów w mistrzostwach Ameryki Północnej. Słowem motocyklowa legenda
Tadeusz "Taddy" Błażusiak ma na koncie sześć tytułów mistrza świata i pięć triumfów w mistrzostwach Ameryki Północnej. Słowem motocyklowa legenda/Instagram/@taddyblazusiak/

Artur Gac, Interia: Pod znakiem zapytania stał twój start w Gliwicach. Jaka zapadła decyzja?

Tadeusz Błażusiak: - Jedziemy, walczymy.

Czyli jednak?

- Na pewno ta przymusowa przerwa przez kontuzję trochę mnie wybiła z treningowego uderzenia, wydarzyła się w ważnym momencie przygotowań, a ja musiałem zatrzymać się na trzy tygodnie. Cóż, takie jest życie, mam nadzieję, że organizm w miarę to wszystko "przemieli" i będę już w pełnej gotowości na drugą rundę w Niemczech. Niemniej w Polsce powalczę i nie zamierzam odpuszczać.

Decyzja odnośnie występu w ojczyźnie, przed swoją publicznością, do końca ważyła się "na żyletki"?

- Raczej więcej było argumentów "za". Musiałem dać sobie odpowiednią ilość czasu, aby rany się zagoiły, a blizna na twarzy była jak najmniejsza. Ja bardzo chciałem powalczyć w Polsce, choć na samym początku naturalnie miałem bardzo różne myśli. Jednak taki wypadek lub zamach - zwał jak zwał - jest ciężki do przegryzienia, gdy zaczynasz się zastanawiać, dlaczego to w ogóle miało miejsce i powraca ci świadomość, że skutki mogły być tragiczne. Muszę to jednak zostawić za sobą i trzeba lecieć do przodu.

Mocno dokuczają ci blizny i miejsca po szyciu? Skóra cię ciągnie, a może musisz bardziej zabezpieczać te miejsca, by nie doszło do zakażenia?

- Samo zabezpieczenie rany już nie jest wymagane. Wszystko zagoiło się na tyle dobrze, że nie ma żadnego ryzyka infekcji. A jeśli chodzi o zrosty, faktycznie trochę są odczuwalne, ale to tylko delikatny dyskomfort, do którego można się przyzwyczaić. Myślę, że z czasem, dzięki wszystkim zabiegom, którym się poddaję, te miejsca bardziej zmiękną i przestaną mi doskwierać. W każdym razie przewróciłem kartkę, jestem na kolejnej stronie i idę przed siebie.

W zeszłym roku, w przedziwnych okolicznościach, jako sześciokrotny mistrz świata zostałeś wyrzucony za burtę tego prestiżowego cyklu. Wydarzenia miały sensacyjny przebieg, a ty nie kryłeś wielkiej złości i irytacji. A wszystko to z powodu twojej przesiadki na motocykl elektryczny.

- Gdy otrzymałem propozycję z firmy Stark Future, żeby pościgać się tymi motocyklami, razem z moim menedżer wykonaliśmy wiele czynności. I mój menedżer otrzymał od FIM-u (Międzynarodowa Federacja Motocyklowa - przyp.) pisemne potwierdzenie, że ten motocykl jest dopuszczony do startu w kategorii open mistrzostw świata. Taki zapis po prostu widniał. Niemniej doszło do sytuacji, gdy na 24 godziny przed startem pierwszej rundy przepis został cofnięty. A ja, już od wielu miesięcy, miałem podpisany kontrakt i była pewność, że wszystko jest pod kontrolą. Zatem zaistniała zwariowana sytuacja.

I rozpoczęła się długa batalia.

- Bardzo długa. Trwała prawie rok. Jeśli chodzi o mnie, to wywiązałem się jako sportowiec ze swoich obowiązków, równocześnie mój zespół walczył o to, abym powrócił. Niestety trwało to cały sezon, a więc mnie i firmę kosztował konkretne straty. W trakcie oczywiście pracowaliśmy nad ulepszaniem sprzętu, aż w końcu doczekałem się wprowadzenia tego przepisu, co nastąpiło we wrześniu.

Z jakimiś obostrzeniami?

- Tak. Dla motocykli spalinowych klasa jest open, a dla elektrycznych wprowadzono minimum wagi na poziomie 123 kilogramów. Czyli mój motocykl jest o co najmniej 15 kilogramów cięższy od spalinowego. A do tego mamy ograniczoną moc do 41 kilowatów, czyli dysponujemy czterosuwem 250-tką. Reasumując mamy najcięższy i najsłabszy motocykl w mistrzostwach.

Więc czym to się skończy? Nie będziesz konkurencyjny? Bo tak to wygląda, że masz ograniczone możliwości jeśli chodzi o rywalizację z najlepszymi.

- Zgadza się. Jest to dokładnie taka sytuacja, jak powiedziałeś. Ciężko się z tym zgodzić, bo kategoria open zawsze była kategorią open. Jednak fabryka Starka uznała, że będąc tak bardzo szykanowanymi nie zgadzamy się z takimi przepisami, ale z drugiej strony podejmujemy wyzwanie, ponieważ firma chce rozwijać ten motocykl. W większości przypadków pionierzy mają trudniej i pod górkę.

- Jeśli mam być szczery, była to sprawa stricte polityczna. Takie jest moje, osobiste zdanie. Oczywiście nie mam nikogo nagranego, kto o tym mówi, ale skoro świat idzie w kierunku rozwoju pojazdów elektrycznych, ma być czysty, ekologiczny i zielony, było to zachowanie dosyć dziwne. Nie chcę wskazywać palcem, kto moim zdaniem gdzie i jak działał, ale mam wyrobioną opinię. Myślę, że kiedyś historia rozliczy tych ludzi

~ Tadeusz "Taddy" Błażusiak

Rywalizacja w kategorii open elektrykiem pozwoli ci być klasyfikowanym w stawce najlepszych?

- Tak jest. To jest właśnie ta klasa, w której możesz się ścigać "450", "350" i "500", nie ma ograniczenia dla motocykli spalinowych. A niestety jest dla elektrycznych.

Ilu zawodników będzie ścigało się w tym roku takimi motocyklami?

- Jeszcze tylko mój kolega z zespołu, Eddie Karlsson. Obaj będziemy mieli dokładnie takie same maszyny. A zatem będą dwa motocykle elektryczne kontra czternaście spalinowych.

A wiesz, na czym polegał główny powód, iż w takim trybie cofnięto wam przed rokiem zgodę na starty? Uznano, że możecie być poza konkurencją?

- Jako sportowiec powinienem zajmować się swoimi zadaniami, ale jeśli mam być szczery, była to sprawa stricte polityczna. Takie jest moje, osobiste zdanie. Oczywiście nie mam nikogo nagranego, kto o tym mówi, ale skoro świat idzie w kierunku rozwoju pojazdów elektrycznych, ma być czysty, ekologiczny i zielony, było to zachowanie dosyć dziwne. Powtórzę raz jeszcze - sprawa czysto polityczna. A czym oficjalnie zasłaniała się federacja? Kwestiami bezpieczeństwa.

Bezpieczeństwa?

- Jakimś ewentualnym pożarem i tak dalej... Jest to oczywiście absurdalne, bo przecież w tym samym czasie wokół hali, w której się ścigamy, stoi kilkaset tesli. Kij się jednak zawsze znajdzie. Nie chcę wskazywać palcem, kto moim zdaniem gdzie i jak działał, ale mam wyrobioną opinię. Myślę, że kiedyś historia rozliczy tych ludzi.

Tym bardziej szkoda, że zdarzył się ten wypadek i w kluczowym momencie odebrał ci kilkanaście dni mocnych przygotowań, bo chyba lepszej motywacji przed powrotem do stawki nie potrzebowałeś?

- Z pewnością. Nie ukrywam też, że jestem już w takim miejscu w karierze, że poważnie rozważałem, czy nie zacząć odwieszać butów, gdy właśnie przyszła propozycja startów na elektryku. A zatem projekt odebrałem bardzo fajnie, bo coś nowego zmotywowało i zainspirowało mnie do działania. To jest jeszcze tak nowy motocykl, że my do końca nie wiemy, jak wypadniemy na tle innych. Niemniej na przedsezonowych zawodach w Anglii byliśmy bardzo konkurencyjni. Pozostaje wielki znak zapytania, a przymusowa przerwa na pewno mi nie pomogła i zapewne przyjdzie za nią zapłacić. Ale zrobię wszystko, co w mojej mocy, żeby pozytywnie zaskoczyć.

Masz wiedzę, jak w tej chwili wyglądają sprawy wokół twojego wypadku w Katalonii? Udało się namierzyć sprawcę rozwieszenia metalowej liny?

- Na dzisiaj nie ma żadnej przełomowej informacji. Wiem, że sprawa się toczy, więc na pewno są podejmowane kroki, aby ją rozpracować. Domyślam się, że takie historie mogą się wlec, ale mam nadzieję, że sprawca nie uniknie odpowiedzialności. Może się tak zdarzyć, że prędzej czy później ktoś coś "chlapnie", a wtedy uda się odszukać tego człowieka. A jeśli nie, to mam nadzieję, co powiedziałem już wcześniej, że tzw. karma załatwi sprawę.

Obecnie przejeżdżasz tą dróżką?

- Nie, od tego miejsca trzymam się z daleka. Choć pewnie kiedyś zdarzy się, że znów tam się udam, bo wychodzę z założenia, że jeśli ktoś jest wariatem, to taką pułapkę może zastawić wszędzie. Ktoś taki niestety dziś strzela w jednym mieście, a kolejnego dnia w innym. Wierzę, że już nigdy przez to nie przejdę.

Rozmawiał: Artur Gac

Tadeusz "Taddy" Błażusiak/Adam Staskiewicz//East News
Tadeusz "Taddy" Błażusiak (z lewej)/AFP
Tadeusz Błażusiak najlepszy w Budapeszcie. Wideo/© 2019 Associated Press
INTERIA.PL

Zobacz także

Sportowym okiem