Kolumbijskie środowisko dziennikarskie oraz to skupione wokół sportów motorowych jest w żałobie. 19 listopada, w wieku zaledwie 40 lat, w tragicznych okolicznościach zginęła bowiem dziennikarka Luz Piedad Eusse, która do ostatnich chwil życia poświęcona była swojej największej pasji. Spełniło się wielkie marzenie Huberta Hurkacza. "Cieszę się jak dziecko" Tragedia na torze Tocancipa. Nie żyje popularna dziennikarka Jak opisują to liczne hiszpańskojęzyczne portale, m.in. larepublica.pe, eltiempo.com czy semana.com, do zdarzenia doszło na znajdującym się nieopodal kolumbijskiej stolicy, Bogoty, torze Tocancipa, gdzie Piedad Eusse spędzała czas obserwując wyścig. Kobieta przebywała na trzecim poziomie sektora VIP, gdy przymocowany nieco wyżej potężny ekran nagle odczepił się od konstrukcji i ją przygniótł. Niektóre źródła podają, że w incydencie ranna została również m.in. jedna z jej dwóch córek. 40-latka zdążyła jeszcze w ostatnich chwilach życia podzielić się w mediach społecznościowych relacją ze zmagań kierowców - wyścigi był jej wielką pasją, sama zresztą często brała w nich dawniej z sukcesami udział, a motoryzacja była tak naprawdę treścią jej pracy zawodowej. To był teatr jednego aktora. Zobacz klasyfikację generalną F1 sezonu 2023 Luz Piedad Eusse przez lata była gwiazdą radia. Okoliczności jej śmierci zaczęła badać prokuratura "Lupi" - jak nazywali ją koledzy i koleżanki po fachu - związana była z Blu Radio, gdzie przez 11 lat współprowadziła program "Autos y motos". "Wywarła znaczący wpływ na społeczność sportów motorowych i odbiorców, którzy spoglądali na nią z podziwem" - można przeczytać na semana.com. "Reporte Indigo" podało przy tym, że ogólnie w całym incydencie - nie mówiąc o tragicznym odejściu Luz Piedad Eusse - rannych zostało osiem osób. Kolumbijska prokuratura generalna praktycznie od razu podjęła działania mające na celu wyjaśnienie przyczyn fatalnych wydarzeń...