Dlaczego w tym roku Waszym celem jest Monte Cassino? Naszym najcenniejszym uczestnikiem i ambasadorem, jest Longin Bielak. Wraz z Sobiesławem Zasadą stanowią naszą najcenniejszą załogę. Sobiesław ma 94 lata, Longin 98. Obaj to wielcy, utytułowani mistrzowie motorsportu. Longin walczył w II Wojnie Światowej. W poprzednim roku obydwaj, jako pierwsi, zadeklarowali pokonanie całej trasy z Bielska do Monte Carlo i z Monte Carlo do Krakowa. Maluchem, przez Alpy! Miejscami przy temperaturze 0 stopni, z deszczem, a nawet śniegiem na najwyższych przełęczach, a miejscami przy 40 stopniach, nad jeziorem Como czy nad jeziorem Garda. Oni byli najdzielniejsi. To nie jest żaden PR, oni to zrobili dla dzieci. Postanowiliśmy ich uhonorować celem tegorocznej wyprawy, jako najważniejszych jej uczestników. Oni pierwsi zdecydowali, że kolejną trasę również jadą całą. I w następnych latach też mają podobne plany. Monte Cassino to hołd dla Longina i Sobiesława, a także dla polskich żołnierzy tam walczących, a pamiętajmy, że właśnie przypada 80. rocznica bitwy. Dlaczego wybraliście akurat jazdę Maluchami przez pół Europy? To przede wszystkim najbardziej uczciwy i zaangażowany sposób, w jaki możemy pomagać dzieciom. Jedziemy autami bez ABS-u, klimatyzacji czy wspomagania kierownicy. Z fotelami, które pewnie wszyscy posiadacze maluchów pamiętają, przy których pot leje się po plecach. Chcemy pokazać, że możemy pojechać na przysłowiowy koniec świata, ale też takim autem, w którym może nie mamy komfortu, ale mamy poczucie, że to uczciwy sposób okazania dzieciom szacunku. Okazania go także donatorom, wspierającym nasz cel. My nie siedzimy w wygodnych fotelach, nie słuchamy muzyczki, nie włączamy przyjemnie szumiącej klimatyzacji. Naprawdę się bardzo wysilamy, pod wieloma względami. A skąd dobór trasy? Nieoczywisty i wcale nie najkrótszy... Jedziemy bardzo trudnymi drogami np. Trasą Transfogarską. Ruszamy z Warszawy przez Tychy, gdzie jest fabryka, w której wyprodukowano setki tysięcy małych fiatów. Następnie przez Zator, przełęcz nad Zawoją, Krowiarki, przez Zakopane, górami, potem przez Słowację, Węgry, Rumunię, Serbię, Bośnię i Hercegowiną, Chorwację, a na koniec przepływamy promem do Włoch. To musi być znaczący wysiłek, tak, by i dzieci i polskie środowisko donatorów i partnerów, wszystkich zaangażowanych w pomaganie, widziało, że to ambitny projekt, za którym idzie wysiłek. Ale też wysiłek z uśmiechem, nie taki martyrologiczny, że jedziemy tam za karę. To ma być uczciwe i porządne. Dlatego takie, ambitne trasy, choć rzeczywiście jedziemy trochę naokoło. Wyprawa to nie tylko aukcja charytatywna, ale też edukacyjna. Jak to wygląda w praktyce? W ubiegłym roku było z nami 35 załóg, w tym będzie 80. Jedziemy, promując jazdę zgodną z przepisami. Szkolimy dzieci i młodzież w zakresie bezpieczeństwa ruchu drogowego. Współpracujemy z podmiotami zajmującymi się tą tematyką bezpośrednio. Promujemy jazdę świadomą i bezpieczną, co więcej, połowę zebranych środków dedykujemy na programy grantowe zwiększające bezpieczeństwo dzieci w ruchu drogowym i edukację w tym zakresie. Nasz partner, fundacja InterCars dostała ponad 400 wniosków o takie granty, bardzo starannie przygotowanych, spośród których 10% otrzymało wsparcie. Proszę zauważyć, jak ogromne jest zapotrzebowanie na tego rodzaju programy w sytuacji, kiedy nasz projekt ledwo się zaczął, a przedkładanych jest kilkaset wniosków. Z tych 80 załóg, o których pan wspomniał, wszyscy jadą całość? To ogromne przedsięwzięcie logistyczne. Tak, wszyscy jadą całość. To faktycznie jest olbrzymie przedsięwzięcie pod względem logistycznym, dlatego współpracujemy z naszymi partnerami w zasadzie w każdym istotnym zakresie. A mamy znakomitych partnerów, którzy dają nam lory i lawety do transportu aut, mamy partnera serwisowego, medycznego, patrole medyczne jadące z nami. Staramy się zorganizować to odpowiedzialnie i wzorcowo pod każdym względem. W poprzedniej edycji celem było zebranie miliona złotych. A jak jest teraz? W ubiegłym roku, tuż przed wyjazdem z Bielska, zebraliśmy się wszyscy i zawołaliśmy solidarnie, że jedziemy po milion dla dzieci. Nie chcieliśmy złożyć obietnicy, której potem nie umielibyśmy dotrzymać. A zebraliśmy ponad dwa miliony. W tym roku jedziemy po milion, ale euro. Oczywiście po jego równowartość w złotówkach. Chcieliśmy, żeby dzieci, jak w ubiegłym roku, mogły krzyczeć, że Maluchy jadą po miliony dla dzieci. To nasz bardzo ambitny cel.