- Motoryzacja była moją pasją od dziecka. Pamiętam, że gdy byłem małym dzieciakiem i widziałem, że mój tata wraca z pracy samochodem, siadałem u niego na kolanach, aby przejechać ostatnie metry i móc trzymać kierownicę. Z kolei w podstawówce potrafiłem rozpoznać już wszystkie przejeżdżające motocykle wyłącznie po ich dźwięku. Teamy wyścigowe, wyjątkowe samochody, hostessy - marzyłem, aby być częścią tego świata. Wszystkie moje kroki były nakierowane, aby osiągnąć ten cel - mówi o swojej pasji w rozmowie z Interią Bartosz Ostałowski. Wypadek zmienił jego życie Wypadek, któremu uległ Bartosz Ostałowski zmusił go do weryfikacji planów. Stracił ręce, więc stało się jasne, że nie będzie mógł ścigać się na motocyklach. Winnym wypadku był kierowca, który z podporządkowanej ulicy wyjechał jadącemu na motocyklu Ostałowskiemu. - Razem z moim kolegą pojechaliśmy na swoich motocyklach, aby odebrać notatki na uczelnię, ponieważ byłem nieobecny na wykładzie. Kolega jechał pierwszy, a ja za nim. W pewnym momencie z drogi podporządkowanej pomiędzy jego i mnie wjechał samochód. Było za późno, aby wyhamować. Położyłem motocykl ślizgiem, aby uniknąć zderzenia z samochodem. Swoim ciałem również minąłem zderzak. Myślałem, że wszystko zakończy się dobrze, ale wtedy uderzyłem w starą przydrożną barierkę wyspawaną z rurek. Później musiałem stracić przytomność. Obudziłem się po 2-3 godzinach w szpitalu i lekarze poinformowali mnie, że musieli amputować obie ręce - opowiada o swojej historii Ostałowski. Stracił ręce, ale jest samodzielny Pomimo przeciwności losu Ostałowski nie obraził się na świat, nie porzucił motoryzacji. Jest samodzielny i taki też miał cel tuż po wyjściu ze szpitala. Duże piętno odcisnął na nim pobyt w Stanach Zjednoczonych. - Jestem osobą samodzielną. Mogę spakować sobie walizki, wsiąść do samochodu i pojechać nad morze bez żadnej asysty. Gdy wracałem do "normalności' po wypadku moim celem było osiągnięcie samodzielności, aby nie być osobą zależną od innych. Na zmianę mojego myślenia wobec mojej niepełnosprawności wpłynął wyjazd do kliniki Hanger w Stanach. Tam zobaczyłem, że mogę robić wszystkie codzienne czynności, tylko muszę znaleźć na to odpowiedni sposób. Na część spraw potrzebuję więcej czasu, ale jestem w stanie zrobić je samodzielnie - komentuje Bartosz Ostałowski. Wpisał się do księgi rekordów Guinnessa Bartosz Ostałowski w 2022 roku pobił rekord Giunnessa w najszybszym drifcie w samochodzie prowadzonym stopą. Jego BMW E92 osiągnęło średnią prędkość 231,66 km/h w poślizgu, w którym kąt nachylenia dochodził do 60 stopni. Prędkość maksymalna, z jaką wchodził w poślizg to z kolei 277 km/h. By rekord Guinnessa został zaliczony, geodeta musiał stworzyć strefę o długości 50 metrów, bo tyle co najmniej miał mieć drift. Ostałowski jest także rekordzistą Polski w najszybszym drifcie. Jego celem na tegoroczne driftingowe mistrzostwa Polski jest zdobycie złotego medalu. Ostałowski ma ponadto w planach starty w innych europejskich krajach, a kibice będą mogli spotkać driftera podczas najważniejszych eventów motoryzacyjnych w Polsce. Ma rzeszę fanów. Kibice go kochają Dzięki nieustępliwości i walce z własnymi trudnościami Bartosz Ostałowski zyskał popularność oraz rzeszę fanów. Jego konto na Facebooku śledzi niemalże 150 tysięcy kibiców. Czy dzięki takiej grupie fanów to on jest najbardziej wspieranym zawodników w trakcie zawodów? - Zdecydowanie tak. Obserwuję z moim zespołem taką zależność, że gdy wjeżdżam na tor, widać pobudzenie na widowni i wszyscy reagują niezwykle widowiskowo. Zawsze na zawodach odwiedza nas w paddocku wielu fanów, którzy mówią, że obserwują mnie w mediach społecznościowych. Są też osoby, które jeżdżą na zawody po całej Polsce, aby móc mi kibicować. To mega motywuje mnie, aby dawać z siebie jeszcze więcej na torze - wyznaje Bartosz Ostałowski. Dostał od życia szansę Przez popularność w mediach społecznościowych, a także osobowość i wyniki sportowe, do Ostałowskiego lgną sponsorzy, a ostatnio nasz drifter został ambasadorem znanej na całym świecie marki produkującej napoje energetyzujące. To dla niego życiowa szansa, którą zamierza wykorzystać. - Zawsze lubiłem przełamywać granice, więc cieszę się, że dołączam do rodziny Monster Energy, która znana jest z tego, że pokonuje bariery i podejmuje się wielu szalonych wyzwań - mówi Bartosz Ostałowski. - Wierzę, że przed nami dużo wspólnych, ciekawych projektów, a także sukcesów w zawodach driftingowych w Polsce i za granicą - dodaje. Ma pewien plan na emeryturę Choć Ostałowski, który ma 37 lat na sportową emeryturę w najbliższym się nie wybiera, już ma jednak określony plan. Nie porzuci motoryzacji. Będzie chciał założyć szkołę driftu. - Czuję, że obecnie jest mój czas i skupiam się na tym, aby osiągnąć jak najwięcej tu i teraz. Nie myślę o tym, aby przechodzić jeszcze na sportową emeryturę. Znam przypadki kilku kierowców, którzy jeżdżą po 50-stce i dobrze sobie radzą za kierownicą, więc mam trochę czasu. Gdybym miał jednak wskazać jakieś kierunki to może byłaby to budowa samochodów do motorsportu czy stworzenie szkoły driftu - zakończył Bartosz Ostałowski.