Ryszard Nowicki urodził się 23 lutego 1927 r. w Kaplonosach w okolicy Włodawy, zmarł 23 grudnia 2021 r. Ryszard Nowicki - największe rajdowe sukcesy powstańca warszawskiego Ryszard Nowicki czterokrotnie uczestniczył w Rajdzie Monte Carlo, dwukrotnie w Rajdzie Pneumant (NRD), nadto w czechosłowackim Rajdzie Wełtawy, Rajdzie Wiesbaden (RFN), Rajdzie Semperit (Austria), Rajdzie Monachium-Wiedeń-Budapeszt, Rajdzie Olimpia (RFN), Rajdzie Złote Piaski. W 1973 r. Ryszard Nowicki należał do zespołu, który pod Wrocławiem ustanowił Polskim Fiatem 125p trzy światowe rekordy prędkości: na dystansie 25 tys. km osiągnęli średnią prędkość 138,08 km/h (poprzedni rekord - Simca Aronde, 117,6 km/h), na dystansie 25 tys. mil - średnia prędkość 138,18 km/h (Ford Cortina, 118,5 km/h), na dystansie 50 tys. km - średnia prędkość 138,27 km/h (Simca Aronde, 117,2 km/h). Wydarzenie było pokazywane szeroko przez telewizję, która zrealizowała też film dokumentalny "Ballada o Fiacie i siedmiu wspaniałych". Po sezonie 1973 Ryszard Nowicki otrzymał tytuł "Zasłużony Mistrz Sportu" oraz złoty medal "Za wybitne osiągnięcia sportowe". I to wszystko mimo ograniczeń ruchowych i zgruchotanej ręki. Ryszard Nowicki został ranny w Powstaniu Warszawskim - 28 sierpnia 1944 r. w Polskiej Wytwórni Papierów Wartościowych przy ul. Sanguszki 1. W Powstaniu Ryszard Nowicki nosił pseudonim "Sokół" lub "Sęp". W 2013 r. 86-letni Ryszard Nowicki dał fantastyczne i szczegółowego świadectwo swojego udziału w Powstaniu Warszawskim. Poniżej przytaczamy jego obszerne fragmenty. Całość dostępna jest na stronie 1944.pl. Chwała bohaterom! Ryszard Nowicki o powstaniu Czy Powstanie Warszawskie musiało wybuchnąć i czy miało szanse powodzenia? - Przed Powstaniem jak się jeździło tramwajem, widziało się ludzi uzbrojonych. Komuś lufa wystawała spod płaszcza, od razu się widziało, że to są żołnierze. "Czy Powstanie mogło się nie odbyć?". No nie mogło się nie odbyć, bo to było już tak naładowane wszystko, że nie dałoby się tych ludzi powstrzymać, tym bardziej że widać było, jak Niemcy uciekają. Oni furmankami uciekali przez Warszawę, furmankami! Zawinięci, obandażowani, wywozili ich na zachód. Oczywiście, że zdradzili nas Rosjanie, jak się tylko Powstanie zaczęło, to oni się cofnęli. Z premedytacją to wszystko było zrobione. Tych dowódców, którzy wywołali Powstanie, nie winię. Jeżeli się mnie ktoś pyta, czy ja żałuję, to nie żałuję, brałem udział w czymś, co jest nieprzeciętne. Człowiek się czuje, że coś zrobił w tej walce. Ja w sumie jestem, usatysfakcjonowany, że brałem w tym udział i że był to udział nie całkiem bierny, tylko coś się tam, jakąś cząsteczkę dorzuciło. A że to było z góry przeznaczone na niepowodzenie, to było wiadomo. Wybuch Powstania. - Było to dla mnie zaskoczenie, byłem z matką na Muranowie. Raptem się okazało, że są jakieś walki, ale tam się nic specjalnie nie działo. Ulica Muranowska graniczyła z ruinami getta, gdzie Niemcy trzymali około trzystu Żydów, ci Żydzi zostali oswobodzeni przez oddziały wolskie. Podjąłem decyzję, żeby przystąpić i do jakiegoś oddziału się zgłosić. Dopiero 8 sierpnia, jak się Zgrupowanie "Leśnik" usadowiło na Muranowie, to wtedy już byłem dosłownie w centrum całej tej działalności. Zaprzysiężenie. - Zaprzysiężony zostałem 8 sierpnia na Muranowie, w kwaterze pułkownika "Leśnika". 28 sierpnia został ranny, potem już właściwie nie brałem udziału w walce. Mój udział w Powstaniu trwał 20 dni. Zgrupowanie "Radosław". - Zgrupowanie "Radosław" to były oddziały dywersyjne przed Powstaniem, oni byli świetnie uzbrojeni. Jak przyszli chłopcy od "Radosława", jakie to wrażenie robiło. To byli zupełnie inni ludzie. Widać było, że to są żołnierze zaprawieni. Każdy był dobrze uzbrojony, każdy dobrze ubrany był w takie panterki. Pierwsze dni to była obrona od strony Dworca Gdańskiego, ale później przyszło duże uderzenie niemieckie od strony Woli, dlatego że oddziały wolskie się tam broniły długo, ale nie utrzymały się i się wycofywały. Wycofywały się właśnie przez Muranów i tędy szło główne uderzenie niemieckie na Stare Miasto. Trupy. - Były wszędzie, słyszało się: "Weźcie tego trupa stąd". Brutalne, ale wojna jest strasznie brutalna, normalnie człowiek by nie pomyślał w ogóle, że może się z taką sytuacją zetknąć, to tu się zdarzało cały czas. Cały czas była selekcja, że tego można uratować, a tego już nie można, to się go przykryło, pomodliło się nad nim. Szczęście. - Na Muranowie sytuacja już była bardzo niedobra. Miałem taką sytuację, przypadek i niesamowite szczęście. Nawet nie myślę o tym, jakie miałem szczęście w stosunku do innych. Byłem już tak zmęczony, po prostu krańcowo, że do jakiegoś mieszkania wszedłem (mieszkania były puste, bo ludzie pouciekali) i tapczan był, położyłem się na tym tapczanie i zasnąłem. Budzę się i słyszę głosy niemieckie. Patrzę przez okno, a na tym podwórzu są już Niemcy. A ile spałem, to nie wiem. Zbiegłem szybko klatką schodową i kombinuję, jak się z tego wydostać. Znalazłem jakieś przejście i tamtędy dałem nura. Oczywiście zaraz wykorzystaliśmy to i uderzyliśmy na Niemców i przegoniliśmy ich stamtąd. Ten moment - człowiek się budzi i patrzy, a tu Niemcy. Były takie niespodziewane sytuacje, przemęczenie było krańcowe. To były ostatnie dni Muranowa. Rana. - Do budynku Polskiej Wytwórni Papierów Wartościowych dotarliśmy w bardzo złym stanie z Muranowa. Tam było mnóstwo rzeczy niepotrzebnych. Sterty papierosów były i pieniędzy wydrukowanych, stosy tych pieniędzy. Myśmy już bardzo, bardzo byli przetrzebieni. Właściwie ta kompania "Bolka" praktycznie nie istniała. Nie wiem, ilu nas było, ośmiu czy dziesięciu, ale był "Bolek". Tam od strony budynku mieszkalnego Niemcy już atakowali, już weszli właściwie i tam zostałem ranny. Cały łokieć lewej ręki został zmasakrowany. Kanały. - Niemcy mieli włazy po swojej stronie i się zorientowali, że Powstańcy się przemieszczają kanałami, zaczęli wrzucać granaty, lali ropę i podpalali, tak że ta woda i te ścieki się paliły, makabra. Mnie się udało, wyszliśmy na Żoliborz, w jakimś kartoflisku, właz tam wychodził. Tam było zupełnie co innego, pary chodziły na spacery. Po trzech dniach mieliśmy przejść do Puszczy Kampinoskiej, trzeba było nocą koło Fortu Bema przejść tak blisko, że ja słyszałem dosłownie rozmowy Niemców, mogłem powiedzieć, o czym mówili. Później już terenem otwartym wchodziło się do Puszczy Kampinoskiej. Tam były dwie wsie. My byliśmy we wsi Truskawka. Tam z kolei Niemcy strzelali z karabinów, z samolotów ostrzeliwali nas. Ręka. - Część poszła w Góry Świętokrzyskie, Niemcy po drodze ich przetrzebili strasznie. Ja wiedziałem, że nie ma szans, żebym jeszcze podjął jakąkolwiek walkę, byłem już tak wykończony z tą ręką. Przeszedłem jednej nocy siedemdziesiąt kilometrów do mojego wuja, do Głowna. Tam mnie wuj umieścił w szpitalu, ocyganił ich, że jestem chory. Trzy dni spałem, straciłem kompletnie przytomność na trzy dni. Pozbierałem się później i do Rogowa mnie zawieźli, tam mnie trzymali, dopóki armia sowiecka nas nie wyzwoliła. Armia Czerwona. - Jak Rosjanie przyszli, w majątku była gorzelnia i usłużni chłopi zaraz pokazali Rosjanom, że jest. Jak oni się dorwali do tego spirytusu... Był zbiornik na paręnaście litrów spirytusu i pompa do przepompowywania, ale oni tej pompy nie używali, tylko włazili po drabinie i strażackim wiadrem wyciągali. Podobno się tam front załamał, bo cała dywizja się spiła. Po wojnie. - Nie przyznawałem się, że byłem w Powstaniu. Jak była komisja wojskowa, to powiedziałem, że byłem ranny w 1939 r. czy coś. Tego wujka zamknęli, wzięli od razu do Rawicza do więzienia, tam go torturowali, ale w końcu jakoś go stamtąd wyciągnięto więc przeżył. Gdybym się przyznał, że byłem w Powstaniu, to bym się na studia nie dostał. Dopiero w 1970 albo 1971 r. dowiedziałem się przez jednego znajomego, też byłego Powstańca, że to moje zgrupowanie spotyka się raz w miesiącu. Poszedłem na to spotkanie, to mnie tam witali jak ducha, bo nikt nie wiedział, że się uratowałem. Było tam koło trzydziestu paru osób. A w tej chwili to nie wiem, ale zdolnych, takich którzy byli w Powstaniu, to nie wiem, czy ktoś w ogóle poza mną jest, może jeszcze parę osób. Właściwie to ostatnio już jak ja się kontaktowałem, to były jeszcze trzy czy cztery osoby, jakaś sanitariuszka... Taki kolega był, nawet pamiętam go z Powstania, myśmy się później spotykali w Warszawie, to akurat dzwonię do niego, bo miałem telefon, a żona mówi: "Właśnie go pochowaliśmy". To są już takie niedobitki. Grób. - Jak podczas spotkania byłem przysypany, myślałem że to jest mój grób. Jak chodziłem jako łącznik z Wytwórni do dowództwa parę razy, to przechodziłem przez tereny, gdzie ludność cywilna była i raz, Niemcy strzelali takimi palącymi pociskami, substancjami i słyszę wybuchy i po chwili widzę, a cała grupa ludzi jak pochodnie - palą się i biegną. Czy to był sen? - Jak o tym mówię, to mi się wydaje, że może mi się to śniło. Dlaczego? To jest niewiarygodne, do czego ludzie byli zdolni. Do czego młodzi ludzie byli zdolni w obliczu wroga, gdzie wiadomo było, że większość zginie, że może ktoś się uratuje - może się uratuje, ale następnego dnia zginie. To nie było tak, że człowiek wiedział, że wpadł w jakieś tarapaty bojowe, że jak się z tego mu jakoś uda wywinąć, uratować, że jest bezpieczny. Człowiek nigdy nie był bezpieczny, czy dzień, czy noc, to nie był bezpieczny. Stale było to zagrożenie krańcowe, maksymalne. Opracował MS