Niespełna 42-letni Tadeusz Błażusiak budował swoją legendę w Europie, a przede wszystkim od 2007 roku w Stanach Zjednoczonych, przez długie lata będąc zawodnikiem fabrycznego zespołu KTM. W tym czasie zdobył m.in. sześć tytułów mistrza świata superenduro, pięć mistrzostw Ameryki Północnej w endurocrossie, cztery złote medale X-Games (igrzyska sportów ekstremalnych), a także odniósł pięć zwycięstw z rzędu w morderczych zmaganiach na otwartym terenie Erzberg Rodeo. W grudniu 2016 roku wcielił w życie decyzję o zakończeniu kariery, ale jego rozbrat z motosportem zakończył się bardzo szybko. Niedługo był zawodnikiem stajni GasGas, a od niedawna wypełniał kontrakt ze Stark Future. Tadeusz Błażusiak: Wiele czynników ma na to wpływ, dwa lata niestety są faktem Polak obrał pionierską ścieżkę, decydując się na rywalizację elektrycznym motocyklem Stark Varg. W stawce najlepszych zawodników świata tylko Polak oraz jego kolega z zespołu, Eddie Karlsson, postawili na takie maszyny, rywalizując ze spalinowymi konstrukcjami silników. Start w rozpoczętym 14 grudnia nowym cyklu mistrzostw świata poprzedziła długa batalia, z sensacyjnymi kulisami w tle. W efekcie Polak cały ubiegły sezon pauzował, bo nie miał zgody, by elektrykiem startować w najbardziej prestiżowym cyklu. Gdy w końcu wygrał ten "pojedynek" z decydentami Światowej Federacji Motocyklowej, ledwie po dwóch rundach podjął niebywałą decyzję. Ogłosił, że w środę jednostronnie zerwał kontrakt ze swoim zespołem, odmawiając dalszych startów. A kolejna runda czempionatu globu odbędzie się w najbliższą sobotę... Już wczoraj, przy okazji tego szokujące oświadczenia, naświetliliśmy nieco temat naszym czytelnikom, a dzisiaj mamy cenne informacje z pierwszej ręki. Udało nam się skontaktować z Błażusiakiem, który zaznaczył, że jeszcze nie może mówić wszystkiego, ale mocniej wprowadził nas w zakulisowe wydarzenia. Zapytałem naszego zawodnika, czy przede wszystkim jest pewny, że jednostronną decyzją mógł w sposób skuteczny zerwać umowę. Zatem z poziomu oficjalnych komunikatów, przeszliśmy na poziom - nazwijmy to - publicystyki. Zwróciłem uwagę na fakt nieoczywistej decyzji, biorąc pod uwagę choćby nasz wywiad, który ukazał się miesiąc temu. Nie było wówczas mowy, a nawet przesłanki, by móc podejrzewać, że sprawy w ciągu kilku tygodni znajdą taki finał. Bardziej wybijał się głód startów Błażusiaka, chcącego powetować sobie wielomiesięczne straty w rywalizacji na najwyższym poziomie. Tymczasem Polak wziął udział tylko w dwóch rundach, w Gliwicach i Riesie w Niemczech, po czym wszystko wywróciło się do góry nogami. - Zgadza się, ale wiele czynników ma na to wpływ. Jest ich sporo, ale na dzisiaj jeszcze nie jestem gotowy, by o nich rozmawiać. Wszystko w swoim czasie, ale zgadza się, że życie jest przewrotne i wiąże się z różnymi konsekwencjami - enigmatycznie odniósł się "Taddy". Najgorsze jest to, że powoli dobijający do sportowego brzegu gwiazdor poniesie kolejną, niepowetowaną stratę. Zapytany, czy wobec zaistniałej sytuacji, trwający cykl mistrzostw świata jest poza nim, odparł. - No wiesz, strata punktów w pierwszych dwóch rundach, praktycznie zakończyła mój sezon pod względem sportowym. A do tego dochodzi strata sezonu, czyli niestety dwa lata są faktem - smutno skonstatował Błażusiak. Błażusiak: Na poziomie podwórkowym tak, ale nie tutaj Tym samym Polak zaprzeczył pierwszym rewelacjom, że być może w trybie "last minute" zwiąże się z innym zespołem i wskoczy nawet na najbliższą rundę, w sobotę w Rumunii. - Na tym poziomie tak rzeczy nie działają. Na poziomie podwórkowym tak, ale nie tutaj. Takie historie potrzebują czasu, w dodatku jest jeszcze wiele spraw do załatwienia. Na dzisiaj zostaję w treningu, robię to co robiłem, bo jestem przygotowany - podkreślił Błażusiak. Zapytany, czy wobec tego najbliższe tygodnie i miesiące będą mu upływały wyłącznie pod znakiem treningu, czy dostrzega jakąkolwiek furtkę, by móc wziąć udział w rywalizacji sportowej, odparł: - Jest za wcześnie, by cokolwiek powiedzieć. Nie chcę składać żadnych deklaracji, ale gdy tylko będę wiedział coś w temacie i ewentualnym kierunku, to chętnie się tym podzielę. Na koniec przywołałem wydarzenia z Riesy, opisywane już we wczorajszym tekście. Pokrótce: w mediach pojawiło się krótkie nagranie, ilustrujące moment zajścia pomiędzy Błażusiakiem, a Timem Apolle. Niemiec wskazał na niesportowe zachowanie Polaka, ale podkreślił, że "Taddy" był jego idolem z dzieciństwa, więc odstępuje od rozdzierania szat. Po zapoznaniu się z materiałem wideo, przedstawiłem naszemu zawodnikowi moją interpretację, jakoby za niesportowe zachowanie Niemca w tym fragmencie treningu chciał go trącić, po czym stracił panowanie nad maszyną, co sprawiało wrażenie, jakby z premedytacją chciał na niego wyjechać. - Od siebie mogę powiedzieć, że perspektywa zawsze jest trudna do złapania, jeśli jedna ze stron jest anonimowa, z druga jest znaną twarzą. Po drugie jest to bardzo wyrywkowy film. Po trzecie złożyło się na to wiele spraw. A po czwarte: masz rację z tą ostatnią, interpretacyjną wypowiedzią - przedstawił swój punkt widzenia Tadeusz Błażusiak. Artur Gac Chcesz porozmawiać z autorem? Napisz: artur.gac@firma.interia.pl