Szymon Ładniak na krajowych i europejskich torach jest obecny już od pięciu sezonów. W latach 2021-2022 ścigał się w niemieckiej serii samochodów turystycznych ADAC TCR Germany. To chyba najsilniejsza i najmocniej obsadzona tego typu seria na świecie. W 2021 roku Polak miał poważny wypadek na torze. Samochód został rozbity i nie nadawał się do dalszej rywalizacji. - Wynajmowaliśmy zatem samochody, żeby ukończyć sezon. Na ostatnie wyścigi Szymon wynajął Hondę Civic TCR I te starty poszły mu nad wyraz dobrze. Na koniec sezonu zespół Engstler Motorsport miał organizować testy, żeby wybrać sobie juniora na kolejny rok. Po tym, co Szymon pokazał na torze, testy zostały odwołane. Zanim dojechaliśmy do domu, przyszła wiadomość od zespołu, który chciał nawiązać z nim współpracę, jako zespół fabryczny Hondy - opowiadał Dariusz Ładniak, ojciec Szymona, w rozmowie z Interia Sport. Ogromna szansa przed młodym Polakiem. Może pójść śladami Maxa Verstappena Tam nie zawędrował jeszcze żaden Polak. Szymon Ładniak ma szansę zostać kierowcą fabrycznym Ferrari Przed młodym Polakiem został postawiony cel. Miał on w kolejnym sezonie zdobyć tytuł mistrza wśród juniorów. I ten cel zrealizował. Do tego zajął trzecie miejsce w klasyfikacji generalnej. - W czasie ostatniego startu na torze Hockenheim właściciel zespołu Franz Engstler zaprosił nas na rozmowę. Szliśmy na nią z myślą, że mowa jest o mistrzostwach Europy TCR. Tyle że kompletnie nie czuliśmy tej serii wyścigowej i raczej nie chcieliśmy z takiej propozycji skorzystać. Tymczasem Ensgtler zaproponował Szymonowi starty w Ferrari Challenge. Jak to usłyszałem, to od razu zrobiło mi się gorąco. W życiu nie marzyłem o tej marce, bo w grę wchodziły sprawy budżetowe. Podjęliśmy się jednak wyzwania - mówił Dariusz Ładniak. I tak w sezonie 2023 Szymon, w którego zespół bardzo dużo zainwestował, ścigał się w prestiżowej, międzynarodowej serii Ferrari Challenge. Trafił do przedsionka raju. To seria, w której decydują umiejętności kierowców. Ta sama marka, ten sam model samochodu, ten sam rok i ta sama generacja. Nie ma żadnej przewagi technicznej. I Ładniak spisał się znakomicie. - To, że trafiłem do Ferrari Challenge, było dla mnie wielkim zaskoczeniem. Zespół uznał jednak, że ze względu na wyniki i pracę, jaką wykonałem, ma dla mnie coś wyjątkowego. I bardzo im za to dziękuję - powiedział Szymon Ładniak w rozmowie z Interia Sport. Polak w Trofeo Pirellii zajął piąte miejsce w klasyfikacji generalnej. Tuż przed byłym pilotem Formuły 1 Niemcem Adrianem Sutilem. W finale światowym, w którym startowało 37 kierowców z całego świata, był z kolei czwarty na torze Mugello, ustępując miejsca tylko dwóm fabrycznym kierowcom Ferrari i wspomnianemu Sutilowi. To spowodowało, że wokół Ładniaka zrobiło się głośno, bo w debiutanckim sezonie zaimponował swoją postawą. Polak trenuje głównie na... symulatorze, który sam zbudował Ciekawostką jest fakt, że Polak był jedynym kierowcą w całej stawce, który nie miał budżetu, by jeździć na treningi. - Poza jednym dniem treningowym przed sezonem, Szymon nie spędził ani jednego dnia treningowego w przygotowaniach do zawodów na torze. Wszystko to, co sobą prezentuje, to są tysiące godzin wyjeżdżone na... symulatorze, który zbudowaliśmy razem kilka lat temu. Identyczna konfiguracja symulatora stoi u Nico Rosberga. Jakby tego było mało, Szymon miał do dyspozycji jeden komplet opon treningowych na dzień, a rywale pomiędzy cztery a siedem. To jest przepaść, a jednak wyniki mówią same za siebie - cieszył się Dariusz Ładniak. Symulator zbudowali sami. Teraz mają jeszcze dodatkowe wsparcie w konfigurowaniu go dzięki Patrykowi Sokołowskiemu. To były inżynier w F1, który pracował w Ferrari i McLarenie. To jeszcze jest ten etap, w którym trzeba włożyć coś od siebie. Na tym opierają się motosporty. Jeśli przyjdą wyniki, to wówczas będzie o wiele łatwiej. Taty Szymona nie stać już na wspieranie syna na takim etapie. Dlatego szuka partnerów, którzy mu pomogą. Ojciec wierzy w to, że syn szybko stanie się w motosporcie zawodnikiem, który niebawem będzie miał już solidne wsparcie, a nie będzie musiał go szukać. - Chciałbym mieć tyle pary do pracy, ile ma Szymon. Nie dość, że trenuje, to jeszcze się uczy i pracuje. Nie boi się naprawdę ciężko pracować. Przed finałem światowym Ferrari Challenge za cel postawił sobie zrobienie tysiąca okrążeń na symulatorze. Nawet śmiał się, że go kocha tak samo bardzo, jak go nienawidzi. Wynik pokazał, że warto było - wspomniał Dariusz Ładniak. - W tym momencie wszystko jest u mnie dopasowane pod wyścigi. To jest moja największa pasja i śmiało mogę ująć, że całe moje życie. Mam nadzieję, że niebawem będę mógł się skupić już tylko na wyścigach i na studiach, a te również mają wiele wspólnego z motosportem, bo jestem na Wydziale Mechanicznym Politechniki Lubelskiej - dodał Szymon Ładniak. Pasją do motoryzacji zaraził się od ojca Miał dziewięć lat, kiedy wsiadł za kierownicę gokarta. Sportem motorowym zaraził się od ojca. On sam przed laty próbował swoich sił lokalnych KJS-ach. Pierwszym jego trenerem był Jakub Janowski. Z czasem, kiedy Szymon podnosił swoje kwalifikacje, musiał szukać innych osób, które go poprowadzą. Teraz współpracuje z psychologiem sportowym, a także z trenerami przygotowania motorycznego, bo to bardzo ważna część motosportu. - Niestety w kartingu pokonał mnie budżet. Dlatego poszliśmy pod prąd i kupiłem Szymonowi fiata seicento. Zaczął nim trenować po lotniskach w okolicy Lublina. Tak trafił do Kia Picanto, skąd przeszedł po pierwszym sezonie do mistrzostw Europy Clio Cup, a stamtąd do TCR - opowiadał Dariusz Ładniak. Szymon ma już za sobą wiele wyścigów. Miał kontakt z bardzo doświadczonymi kierowcami. W tym także tymi z Formuły 1. Zapytany o to, co na pierwszy rzut oka ich cechuje, odparł: - Są to kierowcy, którzy mają w sobie dużo większy luz. Nawet jak przechadzają się po padoku, to wyglądają o wiele bardziej nonszalancko niż inni kierowcy. Jeśli chodzi zaś o sam tor wyścigowy, są to kierowcy, którzy są dużo bardziej agresywni. Chcą jeździć na 110 procent swoich możliwości, a to powoduje, że są na granicy nieukończenia wyścigów, co choćby przytrafiało się Sutilowi. Wyścigi długodystansowe mają wielką przyszłość, bo tam poszczególne fabryki eksperymentują z samochodami. - To jest prawdziwy wyścig zbrojeń. Tam fabryki testują nowe rozwiązania i nowe części do swoich samochodów. Właśnie w wyścigach długodystansowych prezentowane są nowe modele samochodów - zakończył Dariusz Ładniak, mając nadzieję, że swoje grosze do historii motoryzacji dołoży też jego syn. Sukces Verstappena zakończył wyjątkową serię. Ogromny pech Leclerca