Valentino Rossi motocykle ma we krwi Valentino Rossi z dwoma kółkami związany był od najmłodszych lat. Wszystko za sprawą ojca, który z powodzeniem rywalizował w mistrzostwach świata. Za szczyt formy Graziano Rossiego uznaje się rok 1979. Wówczas tata "Doktora" zakończył zmagania na trzecim miejscu w klasyfikacji generalnej w klasie 250cc. Syn ekspresowo przebił osiągnięcia głowy rodziny, zostając w sezonie 1997 mistrzem świata 125cc. Nie minęły dwa lata, a na szyi motocyklisty z Tavulli ponownie pojawił się złoty medal, tym razem w klasie 250cc. Imponujące występy nie przeszły bez echa w środowisku, dzięki czemu Valentino Rossi już w 2000 roku w wieku zaledwie 21 lat zasiadł za maszynę w królewskiej kategorii, rozpoczynając wielkie pasmo sukcesów w Hondzie, w której zdobył aż trzy tytuły z rzędu. Udowodnił niedowiarkom, że się mylą Pomimo wielu spektakularnych wyścigów, obserwatorzy dyskredytowali ogromne umiejętności Włocha. Kibice i co niektórzy rywale uważali, że biorą się one przede wszystkim ze zbyt dobrego motocykla. Na reakcję samego zainteresowanego nie trzeba było długo czekać. W sezonie 2004 Rossi podpisał kontrakt z Yamahą, po to, by udowodnić niedowiarkom swoją wartość. Udało się. U drugiego z japońskich producentów zawodnik rozkwitł jeszcze bardziej, czterokrotnie zostając mistrzem świata. Wówczas nikt nie miał wątpliwości, iż mamy do czynienia z jedną z największych legend tej dyscypliny sportu. Jak inaczej nazwać bowiem człowieka, który przez czternaście sezonów z rzędu w królewskiej kategorii nie schodzi poniżej TOP 3, a ponadto aż 9 z nich kończy ze złotem? Rossi i Yamaha, czyli stare, dobre małżeństwo "Związek" Valentino Rossiego i Yamahy śmiało można porównać do starego, dobrego małżeństwa. Włoch w japońskiej stajni spędził co prawda większość swojej kariery, ale nie brakowało emocjonalnych rozstań. Do takowego doszło chociażby w 2011 roku, kiedy to zawodnik z Tavulli na dwa lata zasilił Ducati. Separacja dziewięciokrotnego czempiona z ekipą z kraju kwitnącej wiśni zakończyła się szybciej niż się zaczęła, ponieważ potrwała zaledwie 24 miesiące. Powrót 42-latka do teamu z siedzibą w Hamamatsu w sezonie 2013 nie należał do idealnych. Co prawda, "The Doctor" jeszcze dwukrotnie zdobywał tytuł wicemistrza globu, lecz na szczyt MotoGP już nie wrócił. Ba, w 2021 roku zabrakło dla niego miejsca w zespole fabrycznym, przez co legenda po raz pierwszy w karierze wylądowała w drużynie satelickiej. Rossi miał dość wożenia ogonów Efekty takiego stanu rzeczy przyszły natychmiastowo. Rossi w obecnie trwających zmaganiach zajmuje kiepską 21. pozycję i całkiem niedawno ogłosił zakończenie kariery. Smutna decyzja była niestety kwestią czasu, bowiem Włoch z roku na rok coraz wyraźniej tracił zapał do uprawiania tego wymagającego sportu, a ponadto chociażby rok temu wspominał o możliwym odwieszeniu kasku na kołek w razie niesatysfakcjonujących wyników. Nie zmienia to jednak faktu, iż 42-latka śmiało można nazwać największą legendą MotoGP. Wystarczy tylko spojrzeć na liczby, jakie wykręcił w ciągu 26 lat startów na najwyższym poziomie: 9 mistrzostw świata, 115 wygranych wyścigów, 235 miejsc na podium, 65 pole position - to wszystko mówi samo za siebie. Wprowadził MotoGP na wyższy poziom Liczby i sukcesy to nie wszystko. Valentino Rossi poza licznymi osiągnięciami, potrafił przyciągać fanów nie tylko do siebie, ale i do całej dyscypliny. "The Doctor" zasłynął z wielu spektakularnych akcji. Pierwsza na myśl przychodzi sytuacja z 1999 roku, kiedy Włoch po wygraniu wyścigu w Jerez, zamiast udać się w stronę podium, zatrzymał się na poboczu i ku zaskoczeniu obserwatorów skorzystał z popularnego "toi-toia". Włoch nietypowych celebracji miał w zanadrzu co nie miara. Raz oblewał się szampanem z biretem na głowie, a innym razem urządził sobie grę w kręgle. Gdybyśmy mieli to wszystko wymieniać, zwyczajnie nie starczyłoby dnia, dlatego posłużymy się jedną z lepszych kompilacji dostępnych w serwisie YouTube. Prawie zawstydził Schumachera Valentino Rossi to także prywatnie wielki fan Formuły 1. Legenda MotoGP kilkakrotnie brała udział w testach Ferrari, a przed sezonem 2006 niewiele brakowało, a zawstydziłaby samego Michaela Schumachera, tracąc do niemieckiego kierowcy nieco ponad 2 sekundy na szybkim okrążeniu. Rozbrat Włocha z bolidem trwał nieco ponad dziesięć lat. Kilkanaście miesięcy temu "The Doctor" zamienił się maszynami z aktualnym mistrzem świata Lewisem Hamiltonem. O ile motocyklista dobrze radził sobie za kierownicą Mercedesa, o tyle Brytyjczyk zaliczył dość nieprzyjemną kraksę i cudem uniknął przykrej kontuzji. Jeżeli jesteśmy w temacie królowej sportów motorowych, warto wspomnieć, iż Valentino Rossi to największy idol Lando Norrisa, jednej z gwiazd F1. - To był pierwszy zawodnik, którego oglądałem i podziwiałem spośród wszystkich startujących w wyścigach samochodowych, motocyklowych, rowerowych i innych. To człowiek, którego podziwiałem jako mały dzieciak. Marzyłem, by być taki jak on. Wciąż można dostrzec rzeczy, które nawiązują do niego, takie jak wygląd mojego kasku - mówił młodzian na łamach Autosportu. Wychował nowe pokolenie Valentino Rossi to nie tylko jedna z największych legend sportu bez podziału na dyscypliny, ale i znakomity nauczyciel, mający świetne podejście do młodych ludzi. Spod ręki Włocha wyszli między innymi znani wśród kibiców motosportu Francesco Bagnaia, Franco Morbidelli czy Luca Marini, czyli prywatnie przyrodni brat "The Doctora". Wyżej wymieniona trójka z powodzeniem ściga się w królewskiej klasie. Francesco Bagnaia obecnie znajduje się nawet na drugiej pozycji w generalce i ma wielkie szanse na zdobycie tytułu wicemistrza świata. - To zwycięstwo dedykuję akademii VR46, ponieważ zawsze starają się, bym z dnia na dzień był coraz lepszy. Valentino powiedział mi dzień przed wyścigiem, że to będzie mój dzień i tak się stało - mówił 24-latek po swoim premierowym triumfie w karierze w tegorocznym Grand Prix Aragonii. Mało tego, Fabio Quartararo, czyli nowo koronowany mistrz świata, od najmłodszych lat podziwia osiągnięcia "The Doctora". Los tak chciał, że to właśnie Francuz wskoczył do Yamahy w miejsce legendy i od razu w pierwszym sezonie zdominował rywalizację, sięgając po tytuł na dwa wyścigi przed końcem zmagań. Umarł król, niech żyje król Zakończenie kariery przez Rossiego wcale nie oznacza, że legenda odsunie się w cień. Wręcz przeciwnie - już za rok jego ekipa Aramco Racing Team VR46 zadebiutuje w MotoGP i zagości tam na minimum pięć lat. - Cieszymy się, że w 2022 roku będziemy ścigali się w MotoGP z dwoma zawodnikami reprezentującymi barwy VR46. Przygoda rozpoczęła się nieco ponad osiem lat temu, podczas tworzenia Akademii VR46. To była długa i wymagająca droga, ale pełna satysfakcjonujących momentów. Starty w MotoGP to z pewnością wyjątkowy moment, ale to nie jest kres naszej podróży - przekazał przedstawiciel Akademii VR46, wieloletni przyjaciel Valentino Rossiego - Alessio "Uccio" Salucci. Z takiego stanu rzeczy cieszą się także obecni promotorzy zmagań o mistrzostwo świata. - Valentino Rossi jest i będzie ważna częścią Motocyklowych Mistrzostw Świata. Teraz, z jego zespołem wchodzącym do MotoGP, jego niesamowite dziedzictwo będzie inspirowało nowe generacje zawodników i kibiców. Witamy zespół w MotoGP i życzymy wielu sukcesów w przyszłości - oznajmił Carmelo Ezpeleta, stojący na czele Dorny. Czy "The Doctor" w najbliższym czasie znów pojawi się więc na najwyższym stopniu podium, tylko tym razem w nieco innej roli? O tym przekonamy się już niebawem. Projekt przynajmniej na papierze prezentuje się co najmniej solidnie, a nam nie pozostaje nic innego, jak trzymać kciuki za jego powodzenie.