Jako pierwszy w barwach WRT pojechał w Portimao Rui Andrade. Zawodnik z Angoli miał jednak problemy z utrzymaniem właściwego tempa. Jechał bardzo słabo i choć startował z 9. pozycji, spadł na ostatnią lokatę. Tak szybko, jak było to tylko możliwe zmienił go Louis Deletraz, który odrobił sporą część strat do czołówki. Po nim zaprezentował się Robert Kubica. Polak jechał kapitalnie i bardzo zbliżył się do czołowej trójki. Niestety, drobny incydent na torze sprawił, że wytracił nieco tempo. Zdołał jednak utrzymać korzystną dla drużyny pozycję, a dzieła dopełnił Deletraz, który awansował na trzecią pozycję i utrzymał ja do samej mety. Robert Kubica na podium. "Fajnie jest poczuć zapach szampana" - Zadowolenie jest, szczególnie po tym jak ten wyścig się zaczął i jak się układał. Mieliśmy sporo do nadrobienia, przez pierwszą część wyścigu byliśmy na ostatniej pozycji. Po pierwszej godzinie strata do czołówki była bardzo duża i wynosiła ponad minutę. Następne godziny były bardzo mocne. Ja i Louis musieliśmy podejmować większe ryzyko. Szczęście było jednak po naszej stronie - komentował w rozmowie z Interią Robert Kubica. Odsłonił również kulisy wspomnianego incydentu, który nieco go "wyhamował". - Wyprzedzałem auto, które mnie nie zauważyło. Moje lewe, tylne koło ucierpiało. Trudno się jechało, bo wpływało to na wyczucie auta. Na szczęście udało się ograniczać straty i wciąż jechałem dobrym rytmem - opowiadał. Co ciekawe, Polak mimo lokaty na podium ma jednak poczucie niedosytu. - Mieliśmy małe problemy w trakcie wyścigu które sprawiły, że nie mogliśmy być tak agresywni, jak planowaliśmy. Gdyby ich nie było to możliwe, że udałoby się skończyć nawet wyżej - zdradził, podkreślając, że "fajnie jest poczuć zapach szampana". Mimo, iż zmagania w Portimao wypadły dla ekipy WRT lepiej, niż inauguracja sezonu w Sebring, Robert Kubica stwierdził, że samochód lepiej niż w Portugalii spisywał się... w Stanach Zjednoczonych. - Jest parę głównych elementów, które mają wpływ na to, jaka jest wydajność auta. Tak naprawdę było ono znacznie lepsze w Sebring. Niestety, tam mieliśmy inny problem - brakowało nam mocy, prędkości na prostych. Jeśli jednak chodzi o własności jezdne, to w USA było w znacznie lepszej pozycji. W niedzielę na Portimao było pod tym względem nieco lepiej, ale przez cały weekend mieliśmy problemy. Auto nie zachowywało się tak, jak byśmy chcieli. Brakowało nam przyczepności i nie byliśmy zadowoleni z tego, jak samochód się prowadził - wyjaśnił. - To jest motorsport. Gdybyśmy wzięli silnik z Portimao do Sebring, rezultat byłby inny. To są jednak dwa różne tory. Jazdę na Sebring można porównać do jazdy po dziurawej drodze, a Portimao - po stole. To sprawia, że ustawienia są zupełnie inne - zaznaczył. Robert Kubica nie do końca pokonał problemy. Odliczanie do Le Mans Dla Roberta Kubicy ostatnie dni były trudne również z powodu problemów zdrowotnych. Zakażenie koronawirusem sprawiło, że był on zmuszony między innymi odwołać swoją wizytę w Polsce (miał pojawić się na targach w Poznaniu). Na szczęście nie przeszkodziło to w walce o czołową lokatę. - Kiedy rozmawiamy, czuję się dobrze. Kilkanaście dni temu tak jednak nie było. Jeśli mam być szczery, w samochodzie nie odczuwam żadnych problemów. Gdy z niego wyjdę to jednak czuję, że moja forma nie jest najlepsza. Kiedy wsiądę na rower to... (Kubica to zapalony amator kolarstwa - przyp.red.) lepiej nie mówić. A szkoda, bo zimą spędziłem na nim sporo czasu, byłem w bardzo dobrej formie - ubolewał, żartując że nie ma mowy, by mógł stanąć w szranki z dominującym we współczesnym kolarstwie Tadejem Pogacarem, który w niedzielę świętował triumf w Amstel Gold Race. Dla Kubicy najważniejszym jest, by odbudować pełnię dyspozycji przed 24h Le Mans (10-11 czerwca), kiedy to będzie ona absolutnie kluczowa. - Będąc kierowcą ważnym jest, by być w dobrej formie fizycznej, bo idzie ona w parze z mentalną. Kiedy jesteśmy w stanie utrzymywać tętno na poziomie, do którego organizm jest przyzwyczajony, głowa lepiej pracuje, a to tak naprawdę 90% ścigania. Zawsze mówię, że wszyscy mogą kręcić kierownicą, ale nie wszyscy mogą jechać na limicie przez trzy godziny z rzędu. Na odczuciach i podejmowaniu decyzji buduje się wyniki - zaznaczył. Kolejną odsłoną zmagań w World Endurance Championship będzie wyścig 6 Hours of Spa-Francorchamps na legendarnym, belgijskim torze. Odbędzie się on już 29 kwietnia.