Po wielu perturbacjach związanych z dopingiem oraz kontuzjami Robert Karaś postanowił ponownie zmienić triathlon na walki MMA. Dotychczas sportowiec występował tylko pod szyldem FAME MMA, teraz pierwszy raz zadebiutował w szeregach organizacji PRIME SHOW MMA. Przygoda Karasia z walkami zaczęła się od zwycięstwa z raperem "Filipkiem", później musiał uznać wyższość Jakuba Nowaczkiewicza. Teraz wystąpił w bardzo niecodziennym pojedynku, gdyż musiał samemu mierzyć się z dwoma oponentami naraz. W jednym teamie wystąpili "Mister Mati" oraz "Himi". Pierwszy z nich występował na kanale YouTube "GOATS" oraz miał swój epizod w szóstym sezonie "Love Island". Drugi natomiast jest tancerzem specjalizującym się w pole dance, czyli tańcu na rurze. Menadżer mówi o trylogii Fury - Usyk. Te słowa rozbudziły nadzieje Wyjątkowa formuła walki na Prime Show MMA. Pierwszy odpadł "Himi" Kibiców mocno elektryzowała formuła pojedynku i to, jaką taktykę obiorą jego uczestnicy. W końcu nieczęsto mamy okazję śledzić starcie trzech zawodników na raz. O ile jeszcze formuła 2 vs 1 jest już stałym elementem kart walk freak fightowych gal, o tyle tego typu zestawienia już niekoniecznie. Zdecydowanie największą niewiadomą było to, w jakiej formie jest będący w ostatnim czasie w Polsce persona non grata Robert Karaś. Walka rozpoczęła się od starcia "Himiego" z Karasiem. Rywal polskiego triatlonisty na początku częściej trafiał prostymi, ale dzwonek oznaczający zmianę wyratował go z opresji. Częste zmiany w oktagonie oznaczały, że najlepszym rozwiązaniem było strategiczne rozłożenie swoich sił, aby wytrwać jak najdłużej. Po siedmiu minutach walki zdecydowanie najmocniej "obitym" z zawodników był "Himi". Karaś posyłał coraz mocniejsze ciosy, choć tancerz pole dance nie zamierzał się łatwo poddać. Po serii mocnych ciosów ze strony "Mister Matiego" padł jednak w pewnym momencie na matę i nie miał siły, aby kontynuować starcie. Wszystko miało się zatem rozstrzygnąć w starciu "Mister Matiego" z Karasiem. Udany powrót Karasia do oktagonu. Rywale bez szans W 13. minucie pojedynku Karaś potężnie trafił rywala w splot, a na trybunach wybuchła wrzawa. Triatlonista nie poszedł jednak za ciosem i nie ruszył odważnej na rywala. Ten jednak był coraz wolniejszy i wyraźnie zaczynało brakować mu pomysłu, na sforsowanie gardy oponenta. Dwie minuty później Karaś trafił podbródkowym, a "Mister Mati" padł na matę. Niecałą minutę później doszło do kolejnego i zarazem ostatniego liczenia - "Mister Mati" już miał dość. Tym samym Robert Karaś zaliczył trzecie zwycięstwo w historii występów we freak fightach. Rozstrzygnięcie było mimo wszystko zaskakujące, bo początek walki sugerował, że do "Himi" będzie większym zagrożeniem dla Karasia.