To właśnie podopieczny trenera Mirosława Oknińskiego rozpoczął "polski wieczór" w Rosji i w wielkim stylu pokazał się publiczności. Wygraną w niespełna minutę walczący w kategorii półciężkiej Oleksiejczuk (14-2) ponownie potwierdził, że jest naszym największym talentem młodego pokolenia. Zgodnie z przewidywaniami, to były mistrz ACB ruszył z ciosami, a po chwili szukał sprowadzenia do parteru. Nasz zawodnik jednak nie zamierzał się "podpalać" i poczekał na swój moment. Receptą okazały się ciosy z kontry, po których Antigulov trzykrotnie padał na deski. Za ostatnim razem uderzenia Polaka w parterze dokończyły dzieło zniszczenia. Później polscy fani musieli przełknąć gorycz porażki Tybura (17-5). Obyty już w pojedynkach na terenie naszych sąsiadów rutyniarz musiał tym razem uznać wyższość również doświadczonego Shamila Abdurakhimova (20-4). 37-latek pokazał się z bardzo dobrej strony, a w walce nie było momentu zaskoczenia. W połowie drugiej rundy wojownik z Machaczkały znalazł sposób na zakończenie pojedynku przed czasem. "Abrek" od samego początku był aktywny, a jego uderzenia często dochodziły do celu. Tybura próbował odpowiadać, ale nie robiło to takiego wrażenia na przeciwniku. Można powiedzieć, że Shamil wyprzedzał ataki byłego mistrza M-1 Global. W drugiej rundzie Marcin miał już rozbity nos, ale próbował coś ugrać kopnięciami, po których momentami Abdurakhimov szedł po sprowadzenie. Podopieczny Kamila Umińskiego kontynuował walkę w stójce, w której przyjął kolejny mocny cios. Polak zachwiał się na nogach, a przy następnych uderzeniach przy siatce osunął się na matę. Radości ze bardzo przekonującego zwycięstwa dostarczył za to Krzysztof Jotko (20-4), dla którego mógł być to pojedynek o utrzymanie się w największej federacji na świecie. 29-latek ponadto zmagał się z kontuzjami, ale w tym pojedynku udowodnił swoją wartość. Wojownik pochodzący z Ornety zdominował na całym dystansie niepokonanego do tej pory Alena Amedovskiego (8-1). Jotko bez większych problemów sprowadzał przeciwnika do parteru. Długo się tam utrzymywał i pracował ciosami z góry. Amedovski był bezradny i wydawało się, że czeka tylko na jeden mocny cios, który oczywiście z czasem nie przyszedł. Jotko parokrotnie był bliski zakończenia starcia przed czasem, podejmując próbę duszenia zza pleców, czy obrotowego łokcia, po którym przeciwnik był "podłączony".