Starcie dwójki reklamowano jako "wielki rewanż". Naturalnie, to nawiązanie do starcia z 2019 roku. Wtedy to, w pojedynku o pas Adesanya pokonał rywala, nokautując go. Od tamtej pory Nigeryjczyk trzykrotnie z powodzeniem bronił pasa, pokonując Yoela Romero, Paulo Costę i Marvina Vettoriego. UFC 271. Israel Adesanya obronił tytuł Przed walką Adesanya próbował prowokować swojego rywala. Zaopatrzył się między innymi w ciekawy gadżet: łańcuch, który wyświetlał... zapętlony nokaut na Whittakerze. Po efektownym przywitaniu obu wojowników rozpoczął się spektakl. Ten przebiegał od pierwszych sekund pod dyktando faworyta z Nigerii, który szukał swoich szans w niskich kopnięciach i prostych ciosach. Towarzyszył mu gorący doping z widowni. Adesanya po celnym ciosie obalił rywala, ale nie zdecydował się na prowadzenie walki w parterze. Pierwszą rundę na punkty wyraźnie wygrał Israel. Drugie starcie zaskakująco dobrze rozpoczął Whittaker, przystępując do ofensywy. Ustępował jednak przeciwnikowi pod względem zasięgu, co ten skrzętnie wykorzystywał. Po dwóch i pół minuty rundy underdog doprowadził do obalenia, z którego jednak przeciwnik się wyswobodził. Ta odsłona była zdecydowanie bardziej wyrównana. Widać jednak było, że to Australijczyk jest o wiele bardziej poobijany i zmęczony. Trzecia runda była czyhaniem na okazję zarówno z jednej, jak i drugiej strony, wciąż jednak - jak się wydawało - pod kontrolą Adesanyi. Whittaker robił, co mógł - starał się szarżować, zaliczył nieudaną próbę obalenia i zepchnął rywala do siatki, lecz nadal niewiele z tego wynikało. Po trzech rundach wszystko pozostawało sprawą otwartą. W rundzie czwartej Whittaker znów obalił, ale Adesanya wstał z rywalem na plecach i nie pozwolił założyć sobie duszenia. Oglądaliśmy zatem piątą rundę, co już samo w sobie było małą niespodzianką. Ta odsłona także nie przyniosła rozstrzygnięcia, a o wszystkim decydował werdykt sędziów. Ci jednogłośnie wskazani na Adesanyę, który obronił tym samym - po raz kolejny - mistrzowski pas.