Kowalkiewicz (11-2), w świetnym stylu wróciła na tor zwycięstw i dalej umacnia się w rankingu wagi słomkowej. Polka była kapitalnie dysponowana i pewnie na punkty pokonała twardą Jodie Esquibel (6-3). Tym samym podopieczna Łukasza Zaborowskiego odbudowała się po ostatnich przegranych. W pierwszej rundzie Kowalkiewicz zdecydowanie górowała w wymianach stójkowych. Łodzianka była celniejsza, a co najważniejsze skuteczniejsza. W drugiej odsłonie Esquibel odpowiadała, ale na tle naszej reprezentantki wyglądała ubogo. Kowalkiewicz w tajskim klinczu atakowała wiele razy kolanami. Esquibel parę razy była wstrząśnięta, ale za każdym razem umiejętnie klinczowała. Pod koniec Polka zdobyła obalenie, a następnie błyskawicznie zaszła zza plecy. Była próba dźwigni. W trzeciej odsłonie Esquibel chciała postawić choć jeszcze trochę wyższą poprzeczkę, ale było to naprawdę trudne. Tuż po walce Kowalkiewicz nie kryła wielkich emocji związanych z walką przed własną publicznością. Nasza reprezentantka była zadowolona swoim starciem, a wręcz wzruszona całym wydarzeniem w Gdańsku. To nie koniec, bo Karolina zapewnia, że nie odrzuciła nigdy oferty walki z Jessicą Andrade (17-6), z którą chętnie zmierzy się w kolejnym boju. Błachowicz (20-7) udowodnił, że jeżeli ktoś go skreślał to był po prostu w błędzie, a on zamierza jeszcze namieszać w kategorii półciężkiej. Był to jego wspaniały wstęp, bo w drugiej rundzie efektownie poddał Devina Clarka (8-2). Były mistrz KSW walczył w tym pojedynku - o być, albo nie być. Amerykański zapaśnik bez większego zaskoczenia od początku szedł w nogi, ale nie mógł znaleźć sposobu na naszego reprezentanta. Widzieliśmy więc klincz, a w nim pracę obu zawodników. Walka wróciła na środek, a Błachowicz trafił pojedynczymi ciosami. Clark dosłownie wpadał z szerokimi sierpami, jednak świetnie dysponowany Błachowicz odpowiadał licznymi kopnięciami na korpus. Pod koniec rundy Amerykanin trafił ciosem, który zrobił wrażenie, ale podopieczny Roberta Jocza szybko się otrząsną. Clark ponownie szukał obalenia, ale to Błachowicz świetnie skontrował. Po pracy w dogodnej pozycji walka została wznowiona w stójce. Clark ruszył przy siatce, ale "Cieszyński Książę" umiejętnie zaszedł zza plecy i znalazł duszenie. Zawodnik z Warszawy nie wypuścił już ważnego sukcesu z rąk i mógł cieszyć się z trzeciego zwycięstwa w UFC. Held (23-7) poczuł jak smakuje pierwsze zwycięstwo w największej federacji na świecie. Zawodnik pochodzący z Tych, jak się okazało, nie miał łatwego zadania i dopiero na punkty pokonał zaskakującego swoją dyspozycją Nasrata Haqparasta (8-2). Podopieczny Andrzeja Kościelskiego dobrze rozpoczął walkę w stójce, gdy trafiał pojedynczymi ciosami. Zawodnik reprezentujący Niemcy dość chaotycznie wychodził ze swoimi seriami, które dochodziły do celu i robiły wrażenie. Po upływie czasu Nsarat budował swoją przewagę w stójce, a nawet nie raz wstrząsnął naszym reprezentantem. Held za wszelką cenne dążył do parteru, co początkowo nie wychodziło. Polak dość długo pracował, ale zdobył obalenie, a tam polował na swoją firmową dźwignie na nogę i na łokieć, ale oponent szybko z tego uciekł. Zaczęła się trzecia runda, a Held miał już swoje kolejne upragnione obalenie. Walka wróciła do stójki, a Polak wręcz wciągał swojego przeciwnika do swojej gry. Haqparast szybko się o tym zorientował, a w stójce do końca był zagrożeniem. Piechota (10-1-1), wreszcie znalazł się tam, gdzie jego miejsce i potwierdził, że jest ścisłą czołówką w Europie w kategorii średniej. Zawodnik z Trójmiasta w debiucie jednogłośną decyzją sędziów pokonał Jonathana Wilsona (7-3). Co ciekawe w każdej z rund 'Imadło' był o włos od zwycięstwa przed czasem. Walka zaczęła się spokojnie, a Piechota pracował niskimi kopnięciami. Amerykanin szukał mocnego sierpowego i często korzystał z wysokiego kopnięcia. Piechota zdobył obalenie i błyskawicznie znalazł się zza plecami. Długa i monotonna praca nad duszeniem była blisko realizacji, ale zabrakło czasu. W drugiej odsłonie widzieliśmy wymiany w stójce, w których coraz częściej do głosu dochodził Wilson. Zostały sekundy do końca, a podopieczny Grzegorza Jakubowskiego i Zbigniewa Tyszki rzucił rywala na deski. W trzeciej odsłonie 'Imadło' próbował naruszyć oponenta w stójce, a nie było to łatwe. Z tego też powodu poszedł po kolejne obalenie. Oskar miał dosiad, ale również był zza plecami, gdzie szukał duszenia. Fighter z Trójmiasta poszedł po trójkąt i dźwignię. Zdawało się, że Wilson się podda, ale wytrwał do końca. W walce wieczoru Darren Till (16-0-1) niewątpliwie zaszokował świat swoją świetną dyspozycją. Mało kto spodziewał się takiego zakończenia, ale jednak Brytyjczyk potwierdził, że jest jedną z nowych gwiazd wagi półśredniej. W tym starciu już pod koniec pierwszej rundy znokautował faworyzowanego Amerykanina Donalda Cerrone (32-10), który przecież jest w ścisłej czołówce. Till od początku ruszył do przodu i wywierał presję. Świetna praca na nogach oraz timing pozwolił mu karcić rywala mocnymi ciosami. 'Cowboy' był coraz bardziej naruszony, więc poszedł po sprowadzenie. Udało się, ale na bardzo krótko, a kolejne próby kończyły się niepowodzeniem. Till zwiększał przewagę, aż po kolejnym uderzeniu Cerrone padł na deski. Seria uderzeń i sędzia był zmuszony przerwać ten co ciekawe nierówny pojedynek! Tuż po walce kibice i sam Darren Till "eksplodowali" ze szczęścia. W rozmowie z Danem Hardym Brytyjczyk przyznał, że od samego początku wierzył w siebie i tym razem był również pewny swego. Na koniec rzucił wyzwanie dla mocno bijącego Mike'a Perry'ego (11-1), który był gościem specjalnym w Ergo Arenie. Amerykanin nie był z tego zadowolony i doszło do mocnej wymiany zdań pomiędzy tymi zawodnikami.