Piotr Jakóbiec, Interia: Przede wszystkim jak się czujesz, czy odzyskałeś już pełną sprawność w ręce? Sebastian Przybysz: Tak, ręka jest już w pełni sprawna, w grudniu, dwa dni przed wylotem do Tajlandii ortopeda pozwolił mi powoli zacząć wracać do treningów. Teraz znów jestem w Tajlandii i mogę oficjalnie powiedzieć, że rozpocząłem przygotowania do kolejnego pojedynku. Czy znasz już przeciwnika? - Poznam go niebawem, a to dlatego, że mam obiecaną walkę o pas, a za kilka dni, podczas gali XTB KSW 92 stoczy się pojedynek pomiędzy Jakubem Wikłaczem a Zuriko Jojuą. Ze zwycięzcą zmierzę się w kolejnym pojedynku. Czuję się świetnie, ale uważam na siebie. Tajlandia jest bardzo fajnym miejscem, jest tu ciepło, mięśnie szybko się rozgrzewają, więc niektórych kontuzji można uniknąć, ale za to mogą pojawić się różne infekcje i tropikalne choroby. Na to trzeba szczególnie - zwracać uwagę. Dlaczego zdecydowałeś się na przygotowania w Tajlandii? - Jak wspominałem, pierwszy raz przyjechałem tu w grudniu, trochę pozwiedzałem, a później skupiłem się na treningach. Zacząłem tutaj mocniejszą rehabilitację, "zdzierałem rdzę" po trzech miesiącach bez treningów. Przed kolejnym pojedynkiem chciałem gdzieś pojechać, coś zmienić, bo trudno oczekiwać innego rezultatu, -robiąc ciągle to samo. Myślę, że to był dobry wybór, ale dopiero po walce będę mógł powiedzieć, czy jestem zadowolony z tej decyzji. Z jakiego powodu wybrałeś klub Bangtao Muay Thai & MMA, a nie np. popularny Tiger Muay Thai? - Tiger Muay Thai to jest bardzo dziwny klub, trenuje w nim wielu Rosjan. Tutaj od pierwszego dnia poczułem się jak w rodzinie, dobrze przyjęli mnie zarówno trenerzy, jak i zawodnicy. Panuję tu klimat, jak w amerykańskich klubach, wszyscy są jednym wielkim teamem, ciężko pracują i wzajemnie się wspierają. Z tego co słyszałem w Tigerze nie do końca tak to się odbywa. Rosyjscy zawodnicy trzymają się razem, między sobą luźno trenują, a gdy przyjdzie ktoś z zewnątrz, to próbują go kontuzjować, chyba leczą sobie w ten sposób kompleksy. Sebastian Przybysz o freak fightach: Trzeba zrozumieć, że jest to inny świat Nie miałeś tutaj problemów z dostosowaniem diety? - Muszę zacząć samemu gotować, bo póki co jem zdrowe posiłki w klubie, ale też żywię się w restauracjach. Jednak niebawem będę musiał zacząć trzymać bardziej restrykcyjną dietę. Jedząc typowo po tajsku trudno by mi było zrobić wagę 61kg. Smakuje Ci tajska kuchnia? - Klasyczny pad thai to jest świetnie danie, bardzo mi smakuje, w każdym lokalu, nawet w tych najbardziej obskurnych. Jest to bardzo smaczne i tanie jedzenie, polecam wszystkim, Sebastian Przybysz. Gdy byłeś tu w grudniu, ćwiczył w tym klubie również Arkadiusz Tańcula. Jakie jest Twoje zdanie o środowisku freaków? - Do freaków totalnie nic nie mam. Na początku była bardzo mocna nagonka, każdemu profesjonalnemu zawodnikowi się to trochę udzielało. Trzeba zrozumieć, że jest to inny świat, mamy kompletnie różną grupę docelową. Zmieniłem postrzeganie tego zjawiska, traktuje to jako rozrywkę i nie jest dla mnie ujmą, gdy ktoś to ogląda zamiast MMA. Jeśli kogoś interesuje sport to wybierze galę KSW zamiast FAME. Czy po zakończeniu kariery bierzesz pod uwagę opcję walki w federacji freakowej? - Może kiedyś jakby pojawiła się ciekawa propozycja, stricte sportowa, np. z dobrym stójkowiczem, jak Kamil Łaszczyk. Walka w stójce, w małych rękawicach gdzie ja miałbym przewagę w kopnięciach, a on w ciosach pięściami, mogłoby okazać się ciekawym zestawieniem. Dziękuję Sebastian i powodzenia. - Dzięki, pozdrawiam.