Saleta nie obawia się rywalizacji z "El Testosteronem". Jego zdaniem Najmana nie można traktować poważnie, ponieważ zbyt leniwie podchodzi do swoich sportowych obowiązków i nie trenuje na wystarczających "obrotach", żeby osiągnąć sukces. - Marcin nie jest w stanie wykonać więcej niż jeden ciężki trening w tygodniu. Nie ma nawyku regularnego treningu i na wszystko ma wytłumaczenie. Pamiętam sytuacje z USA, kiedy każdy z dwóch ciężkich treningów odchorowywał przez tydzień. Swój nawyk spania do 12-tej tłumaczył, że zna swój organizm i on tego potrzebuje. Kiedy jadł pączki twierdził, że spożywa węglowodany, a sernik to białko. Niestety nie są to żarty - podkreśla Saleta. - Jego metoda treningu jest prosta. Jeden trening z Grześkiem Proksą, za jakiś czas z Mariuszem Wachem, potem z Antkiem Chmielewskim, Tomkiem Adamkiem itd. Tylko po to, aby wykorzystać to w mediach i twierdzić, że trenuje z najlepszymi. To, że w międzyczasie nic nie robi ma dla niego drugorzędne znaczenie - dodaje były bokserski mistrz Europy wagi ciężkiej. Znając dobrze Najmana Saleta nie obawia się wrześniowej potyczki na KSW (18.09, Atlas Arena w Łodzi). - Teraz, gdy słyszę te jego wszystkie historie, że powinienem sobie dać spokój, to osobiście sądzę, że po pierwsze bardziej powinien martwić się o siebie i ciężko trenować, a po drugie, że jest przerażony. Szczerze mówiąc ja, na jego miejscu, bym był. Ciężko jest nadrobić wieloletnie zaległości treningowe w kilka tygodni. Nie mam pojęcia jak Marcin może tą walkę wygrać. - Przypadkowym ciosem ciężko jest wygrać w MMA. To musiałby być cios, po którym ja padnę nieprzytomny. W boksie mógłbym być wyliczony, ale w MMA liczenia nie ma i on musiałby po upadku mnie udusić, aby wygrać. Nawet gdybym się przewrócił to, jeśli mnie nie skończy, wstaję i walczę dalej. Ja nie bardzo wiem co on miałby zrobić, żeby wygrać nie tylko ze mną, ale z kimkolwiek innym, kto ma pojęcie o walce - dodaje Saleta.